Przywiązany do nazwisk
Nawałka jest przywiązany do ludzi, z którymi osiągnął sukces. Dwa lata temu we Francji z Błaszczykowskim i spółką doszedł do ćwierćfinału Euro, potem wygrał eliminacje do rosyjskiego mundialu. Ale świat idzie do przodu, a nasz selekcjoner został w startowych blokach. Obnażył to beznadziejny mecz z Senegalem przegrany w Moskwie 1:2, który bardzo skomplikował nam wyjście z grupy. Postawienie na piłkarzy, którzy w ostatnim czasie z różnych przyczyn grali niewiele albo wcale, okazało się błędem (Jakub Błaszczykowski, Arkadiusz Milik, Grzegorz Krychowiak), a gdy jeszcze dołożyć do tego towarzystwa tych, którzy są bez formy (Łukasz Piszczek, Thiago Cionek), to efekt mieliśmy opłakany. Nazwiska Nawałki w najważniejszym momencie nie zagrały i teraz nie ma już wyjścia. Selekcjoner musi dokonać poważnych korekt na pojedynek z Plantatorami Kawy i zwyciężyć, jeśli chce potem zagrać z Japonią o wszystko, a po mundialu zachować posadę.
Górski na Żmudę, Gmoch na Bońka i Nawałkę
Gdy w 1974 roku na mundialu w Niemczech Kazimierz Górski stawiał na środku obrony 20-letniego Władysława Żmudę, kibice nad Wisłą pukali się w czoło. - Co ten Górski robi? Chłopak sobie przecież nie poradzi! - krzyczeli zgodnym chórem. A Żmuda sobie poradził, zdobył dwa trzecie miejsca z Polską na mistrzostwach świata (1974, 1982) i jako jedyny nasz rodak cztery razy zagrał w finałach (jeszcze w 1978 i 1986), zaliczając w nich aż 21 meczów.
Jacek Gmoch na mistrzostwach w Argentynie też nie bał się postawić na młodych. Tam pierwszy raz świat usłyszał o buńczucznym, 22-letnim Zbigniewie Bońku, tam wielką już dojrzałością wykazał się zaledwie 21-letni… Adam Nawałka. I choć obecny selekcjoner na własnej skórze udowodnił, że stawianie na młodych po prostu się opłaca, to już jako trener z tych doświadczeń korzystać nie chce. Bo gdyby był do tego przekonany, to z Senegalem zamiast mdłego i wiecznie pechowego Thiago Cionka, na boisko wpuściłby bezkompromisowego i dziesięć lat młodszego Jana Bednarka. Gdyby selekcjoner nie był zakochany bez granic w będącym bez formy po kontuzji Miliku, to chcąc już na siłę próbować ofensywnego ustawienia (bez dwóch defensywnych pomocników), wystawiłby nie napastnika Napoli, ale 21-letniego Dawida Kownackiego. Bednarek i Kownacki, co prawda zagrali na stadionie Spartaka w Moskwie, ale była to misja czysto ratunkowa. W dodatku Bednarkowi nie pomógł w tak ważnym dla młodego chłopaka meczu Krychowiak, grając do tyłu piłkę jak podczas zabawy na podwórku, przez co sprokurował przygnębiającego całą Polskę gola, który ostatecznie nas pogrążył. Kownacki z kolei zmienił Milika, ale o całe pół godziny za późno, bo Arek już po kwadransie nadawał się do zmiany.
Spełnia marzenia każdego dzieciaka
Na szczęście Bednarek i Kownacki nie wpadli w psychiczny dołek, bo pewnie już do końca turnieju byliby bezużyteczni. A tak są gotowi podjąć rękawicę, jeśli tylko dostaną szansę.
- Nie będę przecież siedział i godzinami myślał o tej drugiej straconej bramce, bo to bez sensu. Życie toczy się dalej, przed nami dwa mecze i trzeba zrobić wszystko, żeby je wygrać. Oczywiście jestem gotowy na to by wyjść na boisko i wyrzuciłem już z głowy to co było – przyznał Bednarek, który najprawdopodobniej zacznie w wyjściowym składzie na środku defensywy obok Michała Pazdana.
Mniejsze szanse na grę od początku ma Kownacki, ale on też jest głodny gry.
- Spełniam marzenia każdego dziecka, jestem na mistrzostwach świata. Przegraliśmy pierwszy mecz, zabrakło agresji z naszej strony, ale zostały nam jeszcze dwa. Gra w reprezentacji to wielka duma, szczególnie na takich imprezach. Jestem gotowy na Kolumbię – przyznaje Dawid.
Kazań znaczy wszystko
Co zrobi Nawałka? Da szansę młodym wilkom, wśród których jest też Karol Linetty? Jego asystent odpowiadający za analizę rywali - Hubert Małowiejski mówi wprost: - Będą zmiany w składzie.
Starcie Polski z Kolumbią w niedzielę o godzinie 20 w Kazaniu. Zmierzą się drużyny, które zgodnie przegrały pierwsze mecze po 1:2. Ta, która w niedzielę znów się pomyli, bardzo szybko wróci do domu.
Dawid Kownacki: W meczu z Senegalem zabrakło nam agresji