Zawodnicy zwinnie wyprowadzają ciosy, robią uniki, przewroty, salta i inne akrobacje. Wydaje się, że za moment któremuś z nich stanie się krzywda. Ale nie. Podają sobie ręce i kończą pojedynek.
Bo w capoeirze (tak nazywa się ta afrobrazylijska sztuka walki) nie chodzi o to, żeby się bić po twarzy. - Nam zależy na estetyce, na precyzji ruchów - mówi Zbyszek Raniszewski, student informatyki. - Jeśli ktoś przez przypadek uderzy przeciwnika, zaraz go przeprasza. Każdy z nas bierze odpowiedzialność za drugiego człowieka. Mordobicie nas nie interesuje.
Zbyszek najpierw ściągał z internetu animacje z pokazowymi walkami, potem zobaczył kultowy film “Tylko dla najlepszych" o capoeirze. I sam zapragnął być najlepszy, więc gdy znalzał ogłoszenie o treningach, natychmiast się zgłosił. Teraz, gdy walczy, a wokoło rozlegają się śpiew, oklaski i bicie bębnów, jest tak “podjarany", że sam nie wie jak to opisać.
- Najtrudniejsze w tym sporcie jest to, żeby żeby się nie pogubić, umiejętnie dopasować pracę rąk i nóg - opowiada Rafał Ostolski, student ochrony środowiska na bydgoskiej ATR. - Wyprowadzić atak, zrobić unik i ciągle być w ruchu.
- A co najważniejsze, w capoeirze trzeba myśleć i kombinować - dodaje Eryk Wiśniewski, uczeń III klasy bydgoskiego gimnazjum nr 11. - W przeciwieństwie do np. judo czy karate, które w znacznie większej mierze polegają na schematycznym machaniu nogami.
Może dlatego zainteresowanych tym sportem oraz jest coraz więcej.