https://pomorska.pl
reklama

Muzeum Indiańskie w Wymysłowie. Połączył pasję z biznesem

Lucyna Talaśka-Klich [email protected]
Sat-Okh odwiedzał Wymysłowo
Sat-Okh odwiedzał Wymysłowo Józef Basta
- Mam dwadzieścia pięć koni i jednego osła - mówi Jan Kłodzińscy z Wymysłowa, koło Tucholi. Rozglądam się za osłem, a on w śmiech: - Ja nim jestem, bo tyle koni muszę utrzymać! Ale to moja pasja.

O koniach zaczął marzyć w dzieciństwie. - Mojej rodzinie się nie przelewało, tata był robotnikiem - opowiada. - Chodziłem do gospodarza, by dorobić. On miał konie. I wtedy sobie wymarzyłem, że kiedyś też je będę miał. Tak ze dwa-trzy.

Przez ocean, za chlebem
Ale droga do realizacji dziecięcych planów była daleka.

W 1964 roku trafił do gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej, gdzie malował okręty. Pracy, nawet najcięższej, nigdy się nie bał, ale w stoczni przeszkadzało mu to, jak traktowało się tam ludzi. Odszedł z niej w 1970 roku, założył własną firmę malarską.

W 1980 roku Jan Kłodziński postanowił wybrać się do Stanów, za chlebem. Drogę przez wielką wodę przebył na statku „M/s Stefan Batory”. Tam spotkał Stanisława Supłatowicza, czyli Sat-Okha (Długie Pióro)”. Ten syn wodza kanadyjskich Indian z plemienia Szawanezów  i Polki, która uciekła z Syberii, pracował wówczas na statku jako mechanik.

Narodziła się przyjaźń, która rozkwitła po powrocie Kłodzińskiego do Polski.Konie są wielką pasją Jana Kłodzińskiego. Potrafi z nimi rozmawiać. Zapracował sobie na miłość z wzajemnością. Gdy wchodzi do stajni, słychać radosne rżenie

W Niemczech uratował Jezusa
Ale pan Jan jeszcze nieraz opuszczał rodzinną ziemię tucholską. W 1989 roku wyjechał do Niemiec. Tam przez trzy lata zajmował się remontami. Pracował nawet w klinice nuklearnej i na lotnisku Tempelhof.

- W życiu robiłem bardzo różne rzeczy - mówi. - W Stanach na przykład remontowałem domy po pożarach, a nawet spalony kościół.

W Niemczech kościołów co prawda nie remontował, ale za to uratował Jezusa. Dokładniej - jego stalową postać. - I przy okazji dostałem stare kościelne organy - wspomina.  - Usłyszałem: pomógł pan Jezusowi, to instrument jest gratis.

Stalowa figura wita dziś gości odwiedzających gospodarstwo Paradizo i dworek Wymysłowo.

Zamieszkał na skarbach
Gospodarstwo powstało w 1992 roku
, gdy pan Jan postanowił zainwestował pieniądze zarobione na obczyźnie. - Z Berlina przywiozłem milion złotych - wspomina. - Wróciłem w rodzinne strony. Kupiłem ziemię od pary staruszków. Byli rodzeństwem. Mieszkali w swoim domku do śmierci.

Twierdzi, że postawił dom „na skarbach”. - Skarbami nazywam żwir i kamienie, które posłużyły do budowy - mówi. - Dzięki tym surowcom koszty były o około czterdzieści procent niższe.

Postanowił zająć się agrotu -rystyką. Taką z prawdziwego zdarzenia. - Obserwowałem gospodarstwa w okolicach Monachium - opowiada. - Widziałem, że gościom trzeba zapewnić coś więcej niż tylko pokój przy gospodarstwie z możliwością wyjścia na podwórze. U nas jest nawet niewielki basen i jacuzzi. A czemu by nie? Przecież wieś nie może kojarzyć się z niewygodami.

Ale przede wszystkim zainwestował w konie. Miało ich być kilka, ale - z kucykami - uzbierało się dwadzieścia pięć. Są także m.in. daniele i bażanty.

Profil gospodarstwa zmieniał się również dzięki Sat-Okhowi. - Wiele razy przyjeżdżał do mnie, doradzał - mówi Kłodziński. - To był bardzo dobry człowiek. I wielki patriota!

Życiorys Sat-Okha zna na pamięć. Nawet historię ucieczki matki przyjaciela - Stanisławy Supłatowicz, która wraz z grupą polskich zesłańców uciekła z Syberii (zesłali ją tam Rosjanie). Z pomocą Czukczów dotarła przez Cieśninę Beringa na Alaskę - z której przedostała się do Kanady. - Wielu z jej grupy nie doszło aż tak daleko, zamarzli po drodze - mówi pan Jan. 

Uratowana przez Indian, zamieszkała wśród nich. Przyjęła imię  Ta-Wach (Biały Obłok). Tam poznała syna wodza plemienia Szawanezów - Leoo-Karko-Ono-Ma (Wysokiego Orła) i została jego żoną. Urodziła mu trójkę dzieci. Sat-Okh był najmłodszym, drugim synem. Urodził się w 1920 roku, do 1936 roku wychowywał się wśród Indian.

Żołnierz Armii Krajowej w pióropuszu
- Ale jego mama tęskniła za Polską - mówi Kłodziński. - Wróciła do ojczyzny z najmłodszym synem.
W Polsce Sat-Okh stał się Stanisławem Supłatowiczem. W metryce zmieniono mu także datę urodzenia, o indiańskim pochodzeniu nie wspomniano. Ale nawet to nie zmyliło Niemców z gestapo, którzy skierowali go do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, jako „nieczystego rasowo”. Uciekł z bydlęcego wagonu transportującego więźniów.

- Był patriotą, kochał Polskę i dlatego został żołnierzem Armii Krajowej - mówi Kłodziński. - Był wielokrotnie odznaczony za męstwo w walce, ale po wojnie miał kłopoty. Bo był AK-owcem.

Wskazuje na zdjęcie grupy zasłużonych żołnierzy Armii Krajowej. Jeden z nich się wyróżnia, bo ma na głowie pióropusz. To Sat-Okh.

Władza ludowa nie doceniała takiego bohatera. Dopiero, gdy ten wstąpił do marynarki wojennej, dała mu spokój. Potem Długie Pióro pracował na „Batorym”. Osiadł w Gdańsku, założył rodzinę, pisał książki, w telewizyjnym „Teleranku” opowiadał o życiu Indian i pod koniec życia przyjeżdżał do Wymysłowa.

Gdy Sat-Okh był już stary, poprosił pana Jana o stworzenie muzeum Indian. Wskazał na niewykorzystany budynek stojący na terenie gospodarstwa Kłodzińskich. Przekazał wiele rodzinnych pamiątek. 

I tak w 2000 roku powstało Muzeum Indiańskie im. Sat-Okha. - W 2006 roku odwiedził je nawet Victor Ashe - ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce - mówi Kłodziński. - Zrobiło na nim ogromne wrażenie.

Pan Jan prowadzi je głównie po to, by ocalić pamięć o przyjacielu. Pomaga mu w tym żona Czesława, córka Joanna i zięć Mikołaj.

Zięć pochodzi z polskiej rodziny, która dzięki ludziom takim jak Kłodzińscy mogła wrócić do ojczyzny.

- W 1998 roku szukałem lekarza weterynarii, który mógłby zająć się moją stadniną - wspomina pan Jan. - I wtedy wpadłem na pomysł, by pomóc naszym rodakom mieszkającym w Kazachstanie. Kiedyś, gdy byłem w potrzebie, pracę dali mi Niemcy. Dlaczego nie miałbym pomóc swoim rodakom? Zaprosiłem jedną z rodzin. Zapewniłem jej bezpłatny dach nad głową przez dziesięć lat. Na początek dałem też zajęcie. No i ona usamodzielniła się. Dziś ma już własny dom.

W odwiedziny do tej rodziny przyjechał kiedyś Mikołaj. Poznał Joannę i został w Wymysłowie.

- Szkoda tylko, że tylu Polaków zostało w Kazachstanie - dodaje zamyślony gospodarz. - Powinniśmy im pomóc. Niemcy potrafili ściągnąć wszystkich swoich rodaków, którzy tego chcieli. Nasi zostali po tamtej stronie. To wstyd dla Polski. Wstyd!

Biznes

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

S
Stevennums
Czesc... Zastanawiam sie ostatnio nad otworzeniem wlasnej firmy. Chcialbym prowadzic dzialalnosc z zakresu tworzenia stron www. Potrzebne mi jednak wsparcie z zakresu ksiegowosci..
W necie Znalazlem cos akiego obsługa księgowa kraków

Co uwazacie o tej firmie ? Warto skorzystac z jej uslug ? Mozecie jakies inne dobre firmy polecic ?
Z gory dzieki Pozdrawiam

PS. Jak nie ten dzial prosze o przeniesienie do odpowiedniego
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Wyjmij z lodówki i podlej hortensje. Ogród utonie w kwiatach. Oto trik na kwitnienie!

Wyjmij z lodówki i podlej hortensje. Ogród utonie w kwiatach. Oto trik na kwitnienie!

Tym osobom należy się prawie 350 złotych dodatku do emerytury. Oto zasady wypłaty

Tym osobom należy się prawie 350 złotych dodatku do emerytury. Oto zasady wypłaty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska