https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

My i oni

JAN RASZEJA
Jeśli do poselskich wakacji dodamy kampanię wyborczą, to otrzymamy czas, jaki nasi parlamentarzyści mogą wykorzystać na różne robiące wrażenie (głównie zresztą na nich samych) gesty. Wszystko wskazuje na to, że w tym sezonie najmodniejsze będą gesty polegajace na demonstrowaniu solidarności z białoruskimi Polakami. Zdalne oraz wyjazdowe.

     
     Zdalne polegają na wygrażaniu Łukaszence z Warszawy. Mają tę zaletę, że są mało kosztowne i absolutnie bezpieczne. Z kolei ich wada polega na tym, że wszyscy tak robią, więc są mało oryginalne i nie robią wrażenia, jakiego oczekiwaliby wykonujacy te gesty. W tej sytuacji uwagę społeczeństwa zwrócić może jedynie stopień pomysłowości w wymyślaniu tego, jak możemy Łukaszence dać po łapach, żeby go zabolało. W zasadzie - oprócz wypowiedzenia wojny - w tym spisie znalazło się wszystko: od blokady zachodnich kont białoruskich polityków, poprzez sankcje gospodarcze, powołanie rządu emigracyjnego, aż po zerwanie stosunków na amen.
     Z kolei gesty wyjazdowe polegają - co jasno wynika z nazwy - na wyjazdach do Grodna lub - najdalej - do Lidy. Było już kilka takich indywidualnych eskapad, z których najbardziej głośna stała się podróż wicemarszałka i kandydata Tuska, który wskoczył tam na cztery godziny, dodał otuchy, wrócił i - już po naszej stronie granicy - przeszedł do fazy gestów zdalnych, czyli tradycyjnie zgłosił kilka pomysłów na skarcenie mińskiego satrapy.
     Jak się dowiaduję za Tuskiem wkrótce pójdą inni, bo już kilka kolejnych partii formuje delegacje cały czas licząc, że to ich przedstawiciele staną się właśnie ofiarą represji ze strony Łukaszenki - nie wpuści ich do siebie albo coś w tym stylu. A wiadomo, że najpiękniej w koronie męczeńskiej jest politykowi podczas kampanii wyborczej.
     Problem polega jednak nie tylko na tym, że wszystkie te działania zwolna tracą walor nowości i powszednieją. Pies jest pogrzebany w zupełnie innym miejscu: one są absolutnie nieskuteczne. Sytuacja Polaków na Białorusi nie polepszyła się nawet na jotę, a przeciwnie - działacze ZPB jeden po drugim są wyłapywani i skazywani. Pisałem to już, ale raz jeszcze: możemy fabrykować deklaracje, protesty i rezolucje z częstotliwością kilku dziennie. Dla Łukaszenki warte będą dokładnie tyle, ile papier, na którym je napisano. Bez poparcia Europy - i to nie słownego, bo takie nic nie kosztuje i na niczym nie waży - cała ta sprawa zamienia się z wolna w klasyczny dialog dziada z obrazem. Co z tego, że obraz brzydki, skoro dziad jest śmieszny?
     Coraz bardziej śmieszny stają się prezydent Putin i jego podwładni z rosyjskiego MSZ, którzy wspólnie doszli do wniosku, że Polska nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa rosyjskim obywatelom spacerującym po parku. Mało kto tak się troszczy o swoich, ale to charakterystyczne dla naszego sympatycznego sąsiada, znanego z opiekuńczości. Jeszcze chwila, a dowiemy się, że przed laty takie rzeczy były w Polsce nie do pomyślenia.
     Północna Grupa Wojsk Armii Radzieckiej nigdy by na to nie pozwoliła.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska