A wszystko przez jeden film. W marcu najlepsi polscy nurkowie bezdechowi spotkają się w Toruniu.
Wbrew pozorom
- freediving jest bezpiecznym sportem
(fot. Fot. CTP Nautica Kraków)
15 marca na basenie toruńskiej Elany odbywać się będzie Ogólnopolski Zlot Freediverów, podczas którego Piotr Bauza podejmie próbę pobicia rekordu Polski w pływaniu bez płetw na bezdechu. Obecny rekord - 139 metrów - należy do Pawła Strugały.
"Wielki błękit" to hasło klucz dla wszystkich nurków świata, ale dla freediverów to elementarz.
- Sam przeszedłem przez ten etap - śmieje się Marcin Pulkowski, organizator toruńskiego zlotu.
Obraz Luca Bessona to oparta na faktach historia rywalizacji dwóch wielkich nurków: Francuza Jaquesa Mayola oraz sycylijczyka Enzo Maiorci, pasjonująca opowieść o męskiej przygodzie i przyjaźni.
Giorgios szuka kotwicy
- Oczywiście nurkowanie bezdechowe jest starsze - zaznacza Pulkowski. Pierwszym udokumentowanym przypadkiem udanego zanurzenia na dużą głębokość był wyczyn greckiego nurka Giorgiosa Hagi na początku ubiegłego wieku, który zadeklarował, że uratuje urwaną na 70 metrach kotwicę. Obciążył się kamieniem i udało mu się. Przeżycie zawdzięcza głównie szczęściu - wybrał pozycję "głową do góry", dzięki czemu zminimalizował zjawisko ciśnienia w zatokach.
Dlaczego w czasach powszechnej dostępności butli tlenowych, kiedy po Morzu Czerwonym nurkują tłumy nastolatków i nobliwych pań, metoda starożytnych nurków znajduje coraz więcej zapaleńców?
- To zupełnie inne emocje. Mówiąc obrazowo, pływanie na bezdechu jest bliższe zdobywaniu bieguna niż wyścigowi na 100 metrów stylem motylkowym - uważa Pulkowski
Bezdech to przeskakiwanie w inny stan świadomości, odkrywanie siebie z zupełnie nieznanej strony - napisał jeden z amatorów freedivingu na internetowym forum. Gdy nurkowałem z butlą, nie miałem pojęcia o nurkowaniu. Dopiero gdy zrzuciłem ten balast, czuje się wolny w wodzie.
Drapacz podwodnych chmur
W przeciwieństwie do nurków "butelkowych" (jak mawiają freediverzy), bezdechowiec nie musi obawiać się dekompresji. Zanurza się szybko i równie szybko powraca na powierzchnię. Około 80. metra poniżej powierzchni płuca zalewają się osoczem, a resztka tlenu gromadzi się w mózgu. Ale okazuje się, że i to można przeżyć. I zanurzyć się jeszcze głębiej. Maiorca jako pierwszy przekroczył granicę 100 metrów. Miał wówczas 56 lat. Gdyby dysponował współczesną wiedzą, wylądowałby zapewne znacznie głębiej. Obecny rekordzista świata ma na swoim koncie ponad 200 metrów głębokości. To wysokość drapacza chmur.
Problem powietrza w płucach można wyeliminować, gorzej z zatokami. Pochodzący z Belgii Patrick Musimu poradził sobie z tym problemem zalewając zatoki wodą.
- Nieprzyjemne? - Pulkowski spogląda na mnie z politowaniem. - Owszem, ale w nurkowaniu trzeba radzić sobie z różnymi odruchami organizmu i okazuje się, że to zupełnie możliwe. Co więcej - szybko zaczyna człowieka wciągać. Nurkowanie staje się narkotykiem.
Dmuchnąć w twarz
Głęboka woda jest okrutnym żywiołem. Żeby się z nią zmierzyć, trzeba najpierw doskonale poznać siebie i swoje możliwości. Właśnie ta niewiedza była przyczyną wielkiej fali wypadków, jaka miała miejsce po premierze "Wielkiego błękitu"
- Dziś dysponujemy już nieporównywalnie większą wiedzą na temat ludzkiego organizmu niż przed dwudziestoma laty - podkreśla Pulkowski. - Przede wszystkim jednak każda próba nurkowania jest dobrze zabezpieczana przez innych nurków. Wówczas można osiągać tak wspaniałe rezultaty jak Robert Cetler, który na wstrzymanym oddechu potrafi wytrzymać 8 minut.
Ale nie zawsze można wygrać z własnym organizmem. Każdy nurek, który po zakończonej próbie musi poddać się próbie powierzchniowej - udowodnić pełną świadomość - pokazać palcami OK, potwierdzić to ustnie i własnoręcznie zdjąć maskę.
Nie wszystkim się to udaje. Często nurek wypływa ze świadomością, ale nie potrafi skoordynować ruchów, dopiero po chwili wraca do siebie - ten stan określa się jako "sambę". Jest też całkowity "blackout". Pulkowski: - To coś jak zapadnięcie w kilkusekundową drzemkę. Człowiek budzi się i nie ma pojęcia, co się stało. Jest wręcz oburzony, dlaczego koledzy go podtrzymują. Akcja reanimacyjna jest niepotrzebna, bo przy bezdechowym nurkowaniu nie ma mowy o wodzie w płucach. Aby wrócił oddech, skutkuje dokładnie ta sama metoda, jaką stosuje się wobec noworodków - dmuchnięcie w twarz. Widziałem wiele takich przypadków, to niesamowite uczucie, gdy wskutek powiewu powietrza wracają życiowe funkcje.
Pulkowski zapewnia, że - wbrew pozorom - freediving jest bezpiecznym sportem - bo nigdy nie nurkuje się samemu.
- Kiedyś nurkowałem pod lodem - wspomina Pulkowski. - Gdy się wynurzyłem, okazało się, że w międzyczasie niedaleko utonął człowiek. Jechał na rowerze, zarwał się pod nim lód.
Jak na szczycie
Tylko po co to wszystko? - kpią "butelkowcy". Przecież wszystko co piękne pod wodą kończy się na 10-15 metrach.
- To prawda - przyznaje Pulkowski. - Zwłaszcza w Polsce, gdy woda jest zimna i nieprzejrzysta, a dno zwykle zamulone, widok nie jest szczególnie atrakcyjny. Oprócz małych, ciekawskich jazgarzy praktycznie nie ma życia. W dodatku większość jezior już nie stanowi dla nas atrakcji, bo dno zostało osiągnięte. W ten sposób ostatnio pożegnaliśmy się z jeziorem Wdzydze.
Ale nie to jest najistotniejsze. - To trudne do opisania, ale pasjonująca jest ta chwila absolutnej samotności. W absolutnej ciszy słychać krew przetaczającą się w żyłach. Niektórzy doznają tego osiągając górskie szczyty, a my schodzimy na dno.