Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty muzyka łączy pokolenia. Zobacz zdjęcia

Lucyna Talaśka-Klich [email protected] tel. 052 32 63 132
Oto nowsza wersja dinozaura z grupy T.Rex, czyli Rob Benson. Zastąpił na scenie Marca Bolana, który w 1977 roku zginął w wypadku. Zdaniem fanów - kopia bardzo udana.
Oto nowsza wersja dinozaura z grupy T.Rex, czyli Rob Benson. Zastąpił na scenie Marca Bolana, który w 1977 roku zginął w wypadku. Zdaniem fanów - kopia bardzo udana. Fot. Agnieszka Wirkus
- Ludzie, czy wy zwariowaliście? - pada pytanie ze sceny. - Tak!!! - odpowiada publiczność i razem z zespołem Slade śpiewa "Mama Weer All Crazee Now".

T. Rex i Slade

- Tata, zobacz jak te dziadki szaleją! - siedząca przede mną nastolatka nie może wyjść z podziwu. Na scenie amfiteatru w Dolinie Charlotty (koło Słupska) gra Slade - legenda brytyjskiego glamrocka.

- Ten perkusista (czyli Don Powell - przyp. red.), to chyba przed koncertem przetoczył sobie młodszą krew! - mówi dziewczyna. - Ile on ma pałeru! A ten starszy gościu z gitarą (Dave Hill - przyp. red.), jak on wycina!

- No widzisz, jaki fajny koncert! - odpowiada dumny ojciec (po pięćdziesiątce, w eleganckiej marynarce i czarnej koszulce z napisem "Muzyka jest jak chleb, szacun się jej należy"). - To nie to samo, co te dzisiejsze, zniewieściałe gwiazdki. A wiesz, że twoja babcia mówiła na Slade'ów szarpidruty?

- Grają super! - mówi dziewczyna i dłużej nie może usiedzieć na ławce. Ciągnie ojca przed scenę.

Gardła wysiadają
A tam już kłębią się tłumy. Ludzie tańczą, śpiewają, wyciągają ręce do muzyków. Przy "My Oh My" w ruch idą telefony komórkowe. Te bardziej wypasione, z latarkami. - Czasy się zmieniły - zauważa ktoś z publiczności. - Kiedyś ludziska przyświecali zapalniczkami albo zapałkami.

Gdy dinozaury grają szlagiery: "Far Far Away" czy "Run Runaway", niektórym fanom wysiadają gardła. Kiedy na bis członkowie grupy Slade - przyozdobieni w czerwone czapki z pomponami - śpiewają "Merry Xmas Everybody", niektórzy już nie mogą wydobyć z siebie głosu.

- Moje gardło wysiadło już przy T.Rexach - chrypi Peter Wardach, który właściwie ma na imię Piotr. Na Festiwal Legend Rocka przyjechał aż z okolic Hamburga. - Slade'ów bardzo cenię, ale przede wszystkim zależało mi, żeby zobaczyć ulubioną grupę mojej młodości - T.Rex. Kiedyś, gdy jeszcze mieszkałem w Polsce, to był zespół do polizania przez szybę. W komunie Radio Luxembourg było moim "uchem" na muzyczny świat. Uwielbiałem słuchać żywiołowego Marca Bolana i ostrych gitar jego zespołu. Niektórzy mówią, że po śmierci tego charyzmatycznego muzyka, to już nie jest ten sam zespół. To prawda, ale takie jest życie. Jedni umierają, inni odchodzą z zespołu, jednak muzyka pozostaje.

Rob - kopia Marca
Podczas lipcowego koncertu w Dolinie Charlotty wielu fanów przyznało mu rację. Tym bardziej, że nowy wokalista - Rob Benson - do złudzenia przypomina Bolana. Bardzo podobna barwa głosu, sceniczny ruch, wygląd.

Nad tym ostatnim pewnie ostro popracowali wizażyści, ale nawet wtedy, gdy pod koniec bardzo dobrego koncertu, Bensonowi rozmazuje się ostry makijaż, to i tak wygląda jak Bolan wiele lat później.

Gdy śpiewa sztandarowy "Children Of The Revolution" siedząca na widowni młoda blondynka próbuje zdjąć bluzkę. Towarzyszący jej mężczyzna (znacznie starszy) najpierw robi zdjęcia (partnerce i T.Rexowi), potem przytrzymuje jej koszulkę.

Leciwe kapele z ekstra-muzą
Atmosfera jest gorąca. I tak do końca koncertu, który - co rzadko się zdarza - zaczyna się i kończy punktualnie.

Gdy publiczność opuszcza amfiteatr, niektórzy sobie jeszcze podśpiewują. Słychać "Hot Love", "Far Far Away"... To nic, że głosy nie te, ich angielski kuleje i że minęła już północ.

- Nie myślałem, że te stare kapele grają taką ekstra - muzę - mówi młody chłopak do fana o szpakowatych włosach. - Ja nawet wielu z ich kawałków nie znałem.

- A gdzie ty mogłeś ich usłyszeć albo zobaczyć? - odpowiada pytaniem ten starszy. Po chwili zastanowienia dodaje: - Nawet w telewizji publicznej częściej pokazują Dodę albo Danny' ego niż zespoły grające dobrego rocka.

The Animals na dobry początek
Festiwal Legend Rocka to dziecko m.in. Mirosława Wawrowskiego - miejscowego lekarza, który zakochał się w Dolinie Charlotty.

Właściwie to - razem ze wspólnikami - stworzył ją na nowo. Urzekła go legenda o dolinie. O tajemniczym pierścieniu Charlotty z podobizną jednorożca, ukrytym w starym młynie na Słupi.

Dlatego do spółki z kolegami kupił między innymi przechodzoną koparkę i spychacza. Przebudowali brzeg rzeczki, a z pomocą trzech miejscowych emerytów usypali sztuczne wyspy, wykopali stawy i jeziorka. I tak na osiemdziesięciu hektarach powstało centrum rekreacyjne otoczone lasami, a Wawrowski został dyrektorem zarządzającym spółki.

Miejscowi mówią o nim "człowiek pozytywnie zakręcony, który wie, czego chce".

I kiedy kilka lat temu postanowił ze wspólnikami wybudować w Dolinie Charlotty amfiteatr, który mógłby pomieścić pięć i pół tysiąca osób (więcej niż w sopockim amfiteatrze), jego własny syn pomyślał, że ojciec chyba żartuje.

- Śmiał się ze mnie, gdy mówiłem, że zorganizujemy tu Festiwal Legend Rocka i na dobry początek zaprosimy między innymi grupę The Animals - opowiada Wawrowski. - Dziś on, dwudziestolatek, jest wielkim fanem zespołów, które były bardzo popularne w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych i bardzo dużo zrobiły dla rocka.

Dla starych i młodych
Po co stworzyli festiwal muzycznych dinozaurów? - Nie dla pieniędzy - zastrzega Wawrowski. - Na tej imprezie nie da się zarobić. Jeśli po zakończeniu tegorocznej, trzeciej już edycji, wyjdziemy na zero, to będę bardzo zadowolony. Moim zdaniem bilety nie są drogie, sporo zaproszeń rozdałem... Bo najważniejsze jest to, żeby ludzie posłuchali dobrej muzyki. Zarabiamy na organizacji wieczorów kabaretowych, więc na legendach rocka nie musimy.

Twierdzi, że cel festiwalu jest inny: - Muzyka łączy pokolenia. I czy gra pierwszy skład zespołu, czy kolejny, to nie ma większego znaczenia, jeśli muzyka jest dobra. Ona zawsze się obroni.

Kiedy patrzy na widownię, serce mu rośnie. - Cieszę się, gdy fani rocka przywożą na festiwal dzieci, a nawet wnuki - mówi Wawrowski. - Razem się świetnie bawią, tańczą, śpiewają. Atmosfera na koncertach jest fenomenalna. Nawet deszcz padający na publiczność (a tak zdarzyło się podczas tegorocznych występów The Troggs i Wishbone Ash) nie jest w stanie jej popsuć.

Artur Brown z płonącym czajnikiem?
Kolejna porcja wspaniałej muzyki już za tydzień. Wtedy to w Dolinie Charlotty rozpocznie się druga część trzeciej edycji Festiwalu Legend Rocka.

14 sierpnia muzyczną ucztę będą mieli fani zespołów: Focus i Budgie, następnego dnia wystąpią: Arthur Brown, Chickenshack i The Yardbirds. Zaś 16 sierpnia zagrają: Spencer Davis Group, Sweet i Nazareth.

Z czyjego występu najbardziej może się ucieszyć Mirosław Wawrowski? - Dużym wydarzeniem będzie na pewno koncert grupy Nazareth - twierdzi. Ale wielu fanów zamierza obejrzeć koncerty zespołów Focus, Budgie czy The Yardbirds. Zapewne nie zawiedzie Arthur Brown (ten od psychodelicznego kawałka "Fire"), szokujący publiczność cudacznym wyglądem.

- Na pewno odstawi show - żartuje Wawrowski. - Już wspominał coś o występie z płomiennym czajnikiem na głowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska