I tak, skacząc po kanałach natknęłam się na galę wręczania sportowych nagród w TVP1. Prowadzący akurat namawiali do głosowania na Sportowca Roku 2012. Aby podgrzać atmosferę wśród głosujących, co rusz na ekranie pojawiała się plansza z sylwetkami pretendentów do tytułu, ustawionymi niczym pionki na bieżni. Pokazywała, kto akurat jest najbliżej mety.
Przyzwyczaiłam się do takiego głosowania "na żywo" w programach typu "Jak oni (nie) śpiewają" czy "Taniec z gwiazdami". Ale podczas wyboru najlepszego sportowca?! Przecież telewidzowie i czytelnicy Przeglądu Sportowego typowali swoich faworytów na długo przed galą. Nie wystarczyło?
Nie wiem, jak się czuli obecni na gali olimpijczycy, kiedy słyszeli z ust prowadzących: - Jeżeli chcecie Państwo, żeby wygrał X wyślijcie SMS- a o treści... na numer... Ale ja czułam się zażenowana.
Nie doczekałam, który z pionków - przepraszam, sportowców - znalazł się w końcu pierwszy na mecie. Poszłam spać. Śniło mi się, że gonią mnie pocztowcy. Chcą ściągnąć ze mnie abonament RTV. Krzyczą, że muszę płacić, bo telewizja publiczna ma misję. Stanęłam jak wryta i pytam: - Jaką misję?! Zarabianie w czasie największej oglądalności na olimpijczykach?!
Przeczytaj również: Poczta wysyła wezwania za zaległy abonament
Czytaj e-wydanie »