Przyszła pora na prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Teraz to on ma być winien nieszczęściom politycznym, jakie spadną na Polskę, przede wszystkim nieszczęściu w postaci sierpniowych wyborów parlamentarnych, jeżeli jakimś cudem nie uzyska sejmowego umocowania rząd Marka Belki. Opozycja wytacza najcięższe działa: prezydent upiera się przy Belce, choć wie, że nie uzyska on wotum zaufania, nie szuka porozumienia, nie patronuje żadnym poważnym rozmowom, wreszcie nie chce naciągnąć konstytucji tak, aby ogłosić wybory na początku września, mimo że na przykład Platforma Obywatelska byłaby wyrozumiała, nie stawiałaby prezydenta za to przed Trybunałem Stanu. Konstytucja jest nieprecyzyjna, a oprócz niej powinien o terminie wyborów decydować zdrowy rozsądek. Wybory w sierpniu rozsądne nie są. Może je wygrać Samoobrona, a przynajmniej sporo na nich zyskać, w efekcie nie będzie mogła powstać żadna rozsądna koalicja i być może trzeba będzie przeprowadzać jeszcze jedne wybory.
Tak więc prezydent upierając się przy Belce toruje drogę Samoobronie, przedłuża kryzys polityczny i niewątpliwie będzie głównym obiektem ataków. W trakcie kampanii prezydenckiej, która odbędzie się w roku przyszłym, dla Aleksandra Kwaśniewskiego nie musi mieć to zasadniczego znaczenia, bowiem on już nie kandyduje, ale sytuacja staje się kłopotliwa. Czy więc prezydent popełnił błąd? Oczywiście partie rozgrzeszają siebie zbyt łatwo, miały wszak dwa tygodnie czasu na wyłonienie własnego kandydata i nie zrobiły tego. Po prostu układ jest taki, że nikt z nikim porozumieć się nie może. Nie może się także porozumieć w kwestiach ściśle merytorycznych, a więc co należy zrobić przed zakończeniem kadencji. Wszyscy mówią o służbie zdrowia, ale gdy pojawia się jakikolwiek projekt, rzucają się nań z krytycznymi opiniami. Każdy ma bowiem innym pomysł albo, co jest niestety bardziej prawdopodobne, pomysłów nie mają. Rozsądna propozycja minimalnych opłat upadła natychmiast, mimo że wszyscy (wyjąwszy partie populistyczne mające niby-programy rodem z księżyca) wiedzą, że pewne formy odpłatności są nieuniknione. Ale jak tu przed wyborami powiedzieć to wyborcom? Przed wyborami wyborcom można mówić tylko rzeczy miłe.
Tak więc partie też powinny uderzyć się w piersi. Nie oznacza to, że prezydent się nie przeliczył. Chciał dobrego premiera, sprawnego rządu, ale nie docenił stanu, w jakim znalazł się SLD, nie znał stopnia rozkładu tej partii, zapewne nie sądził, że dwa tygodnie miną, zanim Krzysztof Janik zdoła jako tako uporządkować szeregi. Przeliczył się w ocenie nastrojów klasy politycznej, które niesłychanie się zradykalizowały, nie uwzględnił wpływu, jaki będzie miało na klimat polityczny głosowanie nad raportami w sprawie Rywina. Polska polityka jest tak zmienna i dynamiczna, że trudno jest jakiekolwiek zdarzenia i nastroje prognozować. Być może prezydenta zawiodła polityczna intuicja, ale tak naprawdę zawiodła ona wszystkich. Co nie zmienia faktu, że bardzo wygodnym celem ataków stanie się właśnie Aleksander Kwaśniewski.
Antyprezydenckie nastroje od dawna bardzo widoczne były w SLD, umiarkowana opozycja starała się o oceny bardziej wyważone, ale na sierpniowych wyborach to ona najwięcej może stracić, a więc im bliżej sierpnia tym furia rośnie. Samoobrona od dawna celuje wyłącznie w prezydenta, LPR też. Aleksander Kwaśniewski na placu boju zostaje więc sam. Stoi za nim jedynie zaufanie opinii publicznej. Zniszczenie tego zaufania stanie się teraz celem polityków wszystkich odcieni. Przy okazji zniszczymy zaufanie do jeszcze jednego urzędu w państwie, ale to już mało kogo obchodzi.
Na linii ognia
Janina Paradowska, "Polityka"