Wprawdzie libretto opery odwołuje się do sprawy sądowej z 1710 roku, wytoczonej w Czechach osiemnastoletniemu chłopcu, który posadzony został o czary (Kacper, rzeczony chłopak, wcześniej żołnierz, pozbawiony środków do życia, zaprzedaje swoją duszę diabłu), to jednak w praktyce - dotyczy to także łódzkiego przedstawienia - wątek diabelski jest zdecydowanie bardziej zaakcentowany niż czarodziejski... A zakręcony jest już chyba maksymalnie. Oto młody strzelec Maks przegrywa strzelanie na turnieju, nie wie jednak, że to sprawka jego towarzysza Kacpra, który wchodzi w tajemnicze układy z diabelskim pociotkiem. Stawką w grze jest dusza Maksa. Ale ta nie jest łatwa do zdobycia, zwłaszcza, że kręci się koło niej kobieta. Po drodze - diabeł robi swoje: będąca na jego usługach tzw. "wolna" kula trafia nie tam, gdzie niby miała, zamiast ślubnego wianka do pudła z prezentem trafia wieniec żałobny itd. A wszystko to w pięknej muzycznej scenerii, której twórcą jest Karol Maria Weber, wymieniany przez Zygmunta Krasińskiego jako twórca zjawiskowy. Także dlatego, że jako pierwszy - po to, by oddać atmosferę wszystkich scen niesamowitych - jako pierwszy wykorzystał wiele nieużywanych wcześniej środków którymi orkiestra potrafi słuchacza oczarować.
Stojący w niedzielę za dyrygenckim pulpitem Eraldo Salmieri doskonale te wszystkie pomysły mistrza odczytał i sprawił, że muzycznych kolorów w tym przedstawieniu nie brakowało.
Kolejne spotkanie z operą na BFO - w czwartek. Z Poznania przyjeżdża słynny Tannhauser Ryszarda Wagnera. Ciekawe, jak wtedy prowadzący bydgoski festiwal , na co dzień dyrektor tamtejszego teatru, Sławomir Pietras będzie zachwalał swój własny towar z etykietą "made in Poznań"?