Z bliska
Mam w tej sprawie mieszane uczucia. Cieszę się, że nie trzeba wypełniać deklaracji majątkowych. Dla milionów Polaków objętych tym obowiązkiem zeznania byłyby "donosem na siebie". Deklaracje w zamykanych na spinacz szafach Urzędów Skarbowych byłyby dla bandytów idealnym przewodnikiem po świecie tych, których warto okraść, obrabować lub porwać.
Martwi mnie odrzucenie abolicji, czyli amnestii podatkowej dla dobrowolnie zgłaszających "szare" dochody. Argument niesprawiedliwości jest wątły. Nie ma ani sprawiedliwości, ani moralności w żadnej amnestii. W polityce moralne jest nie to, co zgodne z etyką, tylko to, co skuteczne. Abolicja podatkowa mogła ujawnić kilka, może kilkanaście miliardów złotych. Od tych pieniędzy zapłacono by podatek, niewielki, ale jednak. Później, co najważniejsze, wróciłyby do oficjalnego obiegu gospodarczego, z korzyścią dla wszystkich.
Najbardziej martwi mnie jednak przygnębiający ugór prawny, na którym usiłujemy zbudować nową Polskę. Nie wiem, dlaczego sferę stanowienia i stosowania prawa objął u nas tak powszechny i dramatyczny kryzys.
Nie można przypisywać tego dziedzictwu PRL. Może przykro dla niektórych zabrzmi, ale ustawy produkowane przez marionetkowy Sejm w Polsce Ludowej były jednostronne politycznie, lecz świetne prawnie. Takie knoty jak wspomniane przepisy o abolicji i deklaracjach majątkowych, czy wcześniejsza o zapobieganiu nieuczciwej konkurencji, zostałyby odrzucone przez referenta z ministerstwa, a nie były majestatycznie uchwalane przez parlament. Jakich mamy posłów, wszyscy widzą i wątpię, czy w tej dziedzinie można by wymyślić cokolwiek gorszego.
Produkcja ustawodawcza jest chaotyczna, do ustaw różni cwaniacy wciskają interesy własne lub swoich klientów. To można łatwo poprawić, trzeba tylko chcieć się tym zająć. Nie widzę wielu chętnych. Jedni nie wycisną nic z siebie, bo nie potrafią. Nieliczni obdarzeni wiedzą, wydają się mieć inne priorytety.
Prawdziwym nieszczęściem jest stosowanie prawa. Tutaj panują obyczaje, które zdumiewałyby nawet w Trzecim Świecie. W sądach giną setki akt spraw. W związku z tym nigdy nie będą skutecznie osądzone. Sędziowie towarzysko zadają się z zakapiorami. Prokuratura działa wybiórczo, niekiedy tak, żeby podejrzanemu nie spadł włos z głowy. Policja, na zmianę z łapaniem przestępców, fałszuje statystyki, daje "cynki" bandytom lub ochrania ich operacje. Ludzie mafii aspirują do urzędów publicznych.
Aparat finansowy działa tak, jakby funkcjonował w różnych krajach. Powtarzają się przypadki doprowadzenia do upadłości kwitnących firm przez tępych urzędników. Powstają stowarzyszenia obrony podatników przed samowolą i nieodpowiedzialnością biurokratów. Jednocześnie zdarzają się eksterytorialne enklawy, jak operacje biznesowe ojca Rydzyka.
Smutna, zatrważająca to panorama upadku państwa, bez żadnych przyczyn. Chociaż nie, jednak przyczyna jest. Niechęć tych, którzy rządzą, z jakiejkolwiek pochodzą strony, do zadania sobie niewygód związanych z czyszczeniem prawa.
Biznes
