Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Narodowy Stary Teatr Kraków zagrał "Piekarnię"

Ewa Stołowska
Tomek Czachorowski
Reżyser Wojciech Klemm zdecydował się na zrealizowanie "Piekarni" Brechta, czując, że jest to tekst wciąż aktualny, mocny, prowokujący do refleksji na temat kapitalizmu. Spektakl mogliśmy obejrzeć wczoraj na deskach Teatru Polskiego.

W warstwie fabularnej historia opowiadana na deskach tekstem Brechta jest dość prosta, dla niektórych odbiorców zbyt prosta, nieprzystająca do naszych czasów. Jesteśmy świadkami relacji mieszczaństwa z grupką biednych i bezrobotnych. Pani Queck, która traci dach nad głową, to wdowa po alkoholiku z gromadą dzieci do wyżywienia, pan Meyer to gazeciarz, który staje na czele ataku biednych na bogatych. Jest też sprzedawca nieruchomości, handlarz drewna, fałszywa Armia Zbawienia, chroniąca bogaczy policja, a wszyscy dbają tylko o własne interesy i aby nic nie burzyło ich konformistycznej, mieszczańskiej znieczulicy, starają się nie słyszeć próśb o pomoc biedaków.

Piekarnia - system wyzysku
Trudno przedstawioną przez Brechta historię odnieść do dzisiejszości, jest to uproszczona wizja mankamentów kapitalizmu. Reżyser Wojtek Klemm utrzymuje jednak, że sięgnął po ten tekst właśnie dlatego , że nie odnajduje się w dzisiejszym kapitalistycznym świecie, mimo że zmuszony jest w nim funkcjonować i zdaje sobie sprawę z tego, że przed tym systemem nie ma ucieczki.
- Ja się w nim nie odnajduję, chociaż wiem, że moje meble być może składały dzieci w Chinach i żyję tak, bo nie stać mnie na nic innego - mówi.

Historia prosta, a prowokująca
Spektakl nie jest więc ani przejmujący dramatycznym finałem, ani do końca zabawny, mimo humorystycznych akcentów i pachnącej szkolnym teatrzykiem fabuły, którą trudno potraktować serio. Jest to jednak zabieg celowy - aktorzy tylko sygnalizują problem, odgrywają uproszczony schemat ekonomicznych relacji między ludźmi, świadomie nie psychologizują. Bezrobotni trenują na podwórku, prężąc umięśnione klaty, sprzedawca nieruchomości ubrany jest w kiczowate futro, a przedstawicielka organizacji religijnej epatuje seksem. Aktorzy chwytają czasami za mikrofony i śpiewają o tragediach swoich bohaterów z domieszką ironii, nadając spektaklowi rozrywkowy posmak. Hajewska-Krzysztofik, po tym jak komunikuje widzom (bo trudno powiedzieć, że gra) śmierć swojej postaci, wstaje i schodzi ze sceny.
- Nie udajemy, że jesteśmy bezdomni i cierpimy, nie próbujemy nawet sięgać takich doświadczeń, bo byłoby to hipokryzją, w końcu sami jesteśmy elementem kapitalizmu - wyjaśnia zespół.

Spektakl nie angażuje nas emocjonalnie, daje jedynie sygnał, że skoro w kraju jest niedobrze, to prędzej czy później musi pojawić się jakieś lekarstwo na kapitalizm.
- W Polsce wciąż myśli się, że jest wspaniale, że za pieniądze można kupić wszystko - mówi Klemm.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska