Nazwa Wenecja Bydgoska była jeszcze nieznana w XIX wieku. - Powstała dopiero w XX wieku dla określenia właściwie jednego brzegu Brdy Młyńskiej, tzw. Młynówki. To tam stanęła zabudowa absolutnie przypadkowa, która określam mianem "podwórkowej". Dlaczego? Gdyż kamienice frontowe znajdowały się przy ul. Długiej, Wełnianym Rynku i początkach ulicy Poznańskiej. Stały na bardzo wąskich parcelach. Dlatego też, w momencie, gdy osoby w nich mieszkające chciały np. rozszerzyć działalność gospodarczą, albo niezbędne było im dodatkowe pomieszczenie, bo córka wyszła za mąż albo syn się ożenił" dobudowywano różne przybudówki, domeczki, dochodzące aż do brzegu Brdy. I właśnie w ten sposób powstała ściana chaotycznej zabudowy, gdzie różnego rodzaju przybudówki mieszały się z gołębnikami i szopkami. Jednakże to miejsce nabrało swoistego, niepowtarzalnego kolorytu. Z racji tego, że zabudowania dochodziły aż do samego lustra wody, zaczęto je określać mianem Wenecji Bydgoskiej - opowiada Zdzisław Hojka, kierownik działu historii Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy.
Marek Jeleniewski, autor wielu książek i publikacji o Bydgoszczy dodaje, że choć historia Wenecji nie jest zbyt długa, to pierwsze domy na tym terenie musiały powstać dużo wcześniej. - Gdy spogląda się na średniowieczne plany Bydgoszczy, otoczonej z trzech stron murami, a z czwartej rzeką, to widać, że wyznaczone na nim działki w miejscu obecnej Wenecji dochodzą aż do Brdy. Z całą pewnością już wtedy były one w jakimś stopniu zabudowane. Oczywiście Wenecja w obecnym kształcie to dopiero wiek XIX.
**_Widok z wyspy
Drugi brzeg Brdy Młynówki tworzy Wyspa Młyńska. To właśnie z niej najczęściej Wenecję podziwiał Zenon Piestrzalski. Pamięta ją jeszcze z lat 20-tych XX wieku. - _Piękna była, choć nietypowa. Jednak zawsze miała swój niepowtarzalny klimat - wspomina. Mały Zenek mieszkał z babcią, mamą i starszym bratem Tadeuszem przy ul. Długiej, w pobliżu Wełnianego Rynku. - Dziadkowie mojego najlepszego kolegi, Staszka Kotwickiego, mieszkali w dwupiętrowej kamienicy, wchodzącej w skład Wenecji. Często ich razem odwiedzaliśmy. Babcia Staszka piekła wspaniały placek z wiśniami. Do dziś pamiętam ten smak! Za to dziadek zawsze częstował nas lemoniadą. To dla tego placka i lemoniady tak chętnie tam chodziliśmy! Opychaliśmy się nimi, jak to na kilkuletnich szkrabów przystało. Kiedyś urządziliśmy zawody, który z nas zje więcej. Wygrałem. Zjadłem sześć kawałków i potem się rozchorowałem.... Oczywiście, po każdej wizycie, babcia pakowała nam w papier jeszcze po kawałku ciasta, który chowaliśmy do kieszeni. Zjadaliśmy go najczęściej pod jednym z rozłożystych kasztanowców, rosnących na Wyspie... Dziś pozostał chyba tylko jeden z nich - dodaje.
Szopka skarbów
Dom dziadków małego Stasia miał dobudowaną małą szopkę dochodzącą prawie do lustra wody. - Lubiliśmy się tam skradać. W środku były "same skarby". A to jakieś narzędzia, a to stary kufer z ubraniami. Ot, wszystko, co__się w domu nie mieściło trafiało do szopki. Co prawda dziadek rzadko pozwalał nam zaglądać do środka, za to do woli mogliśmy sobie siedzieć nad brzegiem Brdy i się bawić. Dziś jest tam alejka spacerowa. Wtedy były to tereny prywatne i żadnego dojścia do wody np. dla spacerowiczów nie było - wspomina Zenon Piestrzalski.
Motyw na pocztówkach
Wenecja Bydgoska "od zawsze" urzekała malarzy i fotografów. Przedstawiano ją na obrazach, grafikach, pocztówkach. Ten motyw odnajdziemy też w wielu rodzinnych albumach, m.in. Zenona Piestrzalskiego. - Tylko jedno zdjęcie z tego miejsca mi się zachowało. Przedstawia mnie, mojego brata i Staszka, stojących na tzw. Moście Młyńskim. Zrobione zostało bodajże w 1927 albo 1928 roku. W jakim miesiącu? Tego już nie pamiętam. Było ciepło, bo jesteśmy ubrani w krótkie spodenki na szelkach. Ja mam nawet obandażowane kolano. Przypominam sobie, że zdarłem skórę podczas zabawy w berka na Wyspie Młyńskiej - opowiada z uśmiechem.
Reprezentacyjny "Galeriowiec"
Najbardziej znanym budynkiem był tzw. dom rodziny Kobzów, potocznie zwany "Galeriowcem". - Był bardzo ładny. Pamiętam jego pięknie ukwiecone balkony. Rozebrano go w 1990 roku, chyba "ze starości". Dziś na jego miejscu znajduje się trawnik - mówi Tadeusz Centek, równocześnie pokazując zdjęcie domu w albumie zatytułowanym "Bydgoszczy dawna w fotografii", wydanym przez Muzeum Okręgowe.
Kim byli Kobzowie? - Tego nie wiadomo. Zresztą dom Kobzów to nazwa tradycyjna, bo zgodnie z książkami adresowymi Kobza mieszkał po drugiej stronie ulicy Przyrzecze. A dom miał rzeczywiście malownicze balkony - mówi Zdzisław Hojka.
Największa pralnia
Wenecja Bydgoska to nie tylko kamienice nad Brdą. To także ogromny gmach z czerwonej cegły, zbudowany najprawdopodobniej w końcu XIX. Mowa o największej bydgoskiej pralni. - Jej właścicielem był Wilhelm Kopp, założyciel niemieckiego towarzystwa wioślarskiego "Frithjof". Powstało ono w 1894 roku. Ta pralnia, jako prywatna, funkcjonowała do końca drugiej wojny światowej. Później ją upaństwowiono i stała się "Pralchemem". Trzeba przyznać, że zdecydowanie lepiej koresponduje ona z industrialną architekturą Wyspy Młyńskiej niż z malowniczością Wenecji Bydgoskiej - przekonuje Zdzisław Hojka.
Życie w Wenecji
Jak się żyło w Wenecji? - Na pewno nie było nudno. W domach mieszkały najczęściej wielodzietne, a nawet wielopokoleniowe rodziny. Były też zakłady i pracownie, więc zawsze tu panował gwar. Poza tym Brda była bardzo ważną arterią wodną, z której korzystano dość powszechnie. Tak było jeszcze w połowie lat trzydziestych. Później wyjechałem na studia do Krakowa, więc zaglądałem w te okolice zaledwie raz, dwa razy do roku. Staszek studiował w Warszawie, więc najczęściej go tam odwiedzałem - wspomina Zenon Piestrzalski. Dziś pan Zenon mieszka we Wrocławiu i do Bydgoszczy przyjeżdża kilka razy w roku. - Dzień po Wszystkich Świętych, wybrałem się z wnuczkiem na Wyspę Młyńską i przespacerowaliśmy się wzdłuż kamienic. Nadal to miejsce robi na mnie niesamowite wrażenie: taka enklawa niemal w samym sercu miasta. Widać, że niektóre domy już są wyremontowane, na ścianach położono nowe tynki. Przy innych kamienicach pracowały ekipy budowlańców. Aż miło było patrzeć, jak odzyskują dawny blask. Widziałem też, że w jednym z budynków znajduje się herbaciarnia z przeszklonym tarasem, w kolejnym jest sklep z używaną odzieżą... Mój dwudziestoletni wnuk Tomek, rodowity bydgoszczanin, przyznał, że nie miał pojęcia, że Wenecja to tak wyjątkowe i piękne miejsce. Ostatnio widział ją osiem czy dziewięć lat temu. Tak go urzekła, że po spacerze obiecał, iż odtąd będzie częściej zaglądał na Wyspę Młyńską - opowiada.
Także Tadeusza Centek niedawno gościł na Wyspie i miał okazję zobaczyć Wenecję. - Cieszę się, że niektóre budynki już odrestaurowano - przyznaje.
Obcokrajowcom się podoba
Wenecja Bydgoska i Wyspa Młyńska zachwycają nie tylko bydgoszczan, ale również gości z innych państw. Prof. Zygmunt Mackiewicz przyznaje: - Zawsze uważałem, że jest to wspaniałe miejsce i że takiego drugiego nie ma w mieście. W 1999 roku, gdy byłem prezesem Towarzystwa Chirurgów Polskich, zorganizowałem w Bydgoszczy zjazd chirurgów. Wzięło w nim udział dwa tysiące lekarzy z całego świata. Otwarcie zjazdu odbyło się w na Wyspie Młyńskiej. Wypadło rewelacyjnie. Wyspa była pięknie oświetlona i wysprzątana. Wywarła ogromne wrażenie na gościach. Wszyscy byli zachwyceni przede wszystkim Wenecją Bydgoską. Trudno im było uwierzyć, że tak malowniczy zakątek istnieje niemal w centrum miasta - opowiada profesor.
