Proszę wysłuchać starego człowieka. Może ktoś, kto przeczyta, zastanowi się nad swoim postępowaniem. Długo żyję na świecie, bo ponad 80 lat; wiele widziałem, słyszałem i przeżyłem. Wydawało mi się, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, zdziwić, oburzyć. A jednak! Miałem brata, który za życia wybudował wraz z żoną i dwójką małoletnich wtedy dzieci duży i wygodny dom, który składał się z dwóch jednakowych części stanowiących lustrzane odbicie. Brat i bratowa zawsze mówili - dla dzieci. Dzieci dorosły, założyły rodziny, zamieszkały - jedno w jednej części domu, a drugie w drugiej. Brat i bratowa mieszkali razem z młodszym synem, pozostawiając sobie jednak salon w części domu zajmowanej przez starsze z dzieci. Po śmierci brata bratowa zarządziła zupełnie inaczej. Tu właśnie zaczyna się moje wielkie oburzenie. Starszy syn, który jest już tylko z żoną, dostał w użytkowanie całą 3-pokojową część domu wraz z łazienką i kuchnią. Młodszy, bardzo schorowany, na rencie, mieszka wraz z żoną i dwójką dorosłych synów i zajmują dwa pokoje dzieląc kuchnię i łazienkę z matką. Reasumując - w jednej części mieszkają dwie osoby, a w drugiej aż pięć. Najgorsze jest to, że bratowa uważa, że robi dobrze, zgodnie ze swoim sumieniem. Głośno mówi, że jest sprawiedliwa, nigdy nikogo nie wyróżnia. Twierdzi, że nikogo nie krzywdzi, jest obiektywna i prostolinijna. Młodszy bratanek nie skarży się, nie ma odwagi jej tego powiedzieć, boi się. Ja, po kilku godzinach spędzonych w tej rodzinie wiem, co czuje rodzina młodszego bratanka. Są na tyle taktowni (a może zahukani), że nie robią awantury, wiedzą, że matka może im zabrać jeszcze więcej. Jestem tym tak zbulwersowany, że od tygodnia, kiedy wróciłem do domu, nie mogę spać. Wiem, że jestem bezsilny, nie mogę ingerować. Mój brat zapewne przewraca się w grobie. Widać, że starszy syn jest pupilkiem mamusi. Nie mogę pojąć, jak bratowa mogła tak zrobić, jak mogła tak skrzywdzić własne dziecko? Czyżby dlatego, że nie jest tak dobrze sytuowany jak starszy, któremu nic nie brakuje; ma wysokiej klasy samochód, zwiedza kraj i zagranicę. Żal patrzeć na krzywdę młodszego, zbiera we mnie złość na bratową. Nie mogę z nią o tym porozmawiać, więc nie radźcie mi takiego wyjścia z sytuacji. Jedyna nadzieja w tym, że bratowa przeczyta w gazecie o podobnej sytuacji, może przejrzy na oczy i coś zmieni.
BRAT
Rozumiem, że czuje się Pan emocjonalnie związany z rodziną brata. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to rodzina odrębna, odpowiedzialna, rodzina, która ma prawo sama regulować swoje sprawy. Patrząc z boku ocenia Pan decyzje bratowej jako niesprawiedliwe i krzywdzące dla jednej ze stron. Może. Ale zapewne zna Pan starą prawdę życiową, że "sprawiedliwie, to nie zawsze znaczy równo". Nie wiemy, dlaczego matka woli mieszkać w ciasnym, mniej wygodnym układzie. Może woli znane realia? Może swoją obecnością premiuje właśnie młodszego syna? Są miejsca i kariery, na które miło się patrzy. Z daleka. I są miejsca, w których dobrze się odpoczywa; w których skromni ludzie, czasem na jednym tapczanie, dają większe poczucie bezpieczeństwa niż bogaci w luksusowych pokojach. Nie znamy motywów postępowania Pana bratowej. Jedno jest pewne - stara matka nie musi już troszczyć się o dorosłe dzieci. Może mieszkać gdzie chce i z kim chce. A wnuki? "Chłopy wielkie i dorodne" jak Pan pisze, powinny same zatroszczyć się o swoje życie. Babcia może, ale nie musi im tego ułatwiać. Podobnie Pan, patrząc z boku, może uznać, że któryś z bratanków zasługuje na pomoc. I pomóc, jeśli ma Pan taką możliwość. I potrzebę. I będzie to Pana decyzja, i Pana wybór. Czyjeś wybory i decyzje, nawet jeśli nie trafione, nie mogą obciążać Pana spokoju.
Nie jesteś sam(a)
Joanna Zeter psycholog