https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie jesteś sam(a)

Joanna Zeter, psycholog

     Mieszkam w małej miejscowości. Mąż prowadzi zakład mechaniczny wraz ze swoim ojcem. Ja pracuję w służbie zdrowia. W wychowaniu synów pomaga mi teściowa. Problem mój zaczął się od trudnej sytuacji na rynku pracy.
     Kiedy nastąpiły redukcje etatów, postanowiłam uzupełnić moje wykształcenie. W porozumieniu z mężem zapisałam się na studia w mieście oddalonym o 50 km. Dojazd tylko PKS. Początkowo wszystko było ok. W tej chwili, po dwóch latach nauki, moje małżeństwo rozpada się. Jak twierdzi teściowa - winna jestem ja. Do tej pory wszystko, co robiłam, robiłam dobrze, wzorowo. W dom (jednorodzinny) wkładałam serce. Dziś, nic nie potrafię - tak twierdzi teściowa. Nie umiem ugotować, wychować synów, żyć w zgodzie z mężem, zadbać o dom. Jedyne, co potrafię to zdradzać męża, bawić się na zjazdach (co dwa tygodnie), a wyniki w nauce kupować ciałem. Mąż stał się zazdrosny, do tego stopnia, że śledzi mnie, a podczas rozmów (kłótni), dochodzi do rękoczynów.
     Jak mam ratować moją rodzinę? Wyprowadzić się? Odejść od męża? Uczę się nie tylko dla siebie! Poświęciłam się dla moich synów i męża; bo przecież kocham tylko jego i tylko jemu jestem wierna.
     List mój jest chaotyczny, ale to wynik nerwicy, jakiej się nabyłam dzięki teściowej. Proszę o poradę
- STAŁA CZYTELNICZKA.

     Kiedy przed laty wchodziła Pani w rodzinę męża, jasno były określone warunki waszego związku. Prawdopodobnie narzucała je teściowa, a Pani, młoda i zależna, godziła się na wszystko. Było dobrze, bo było według schematu.
     Pani studia wprowadziły zmianę, bardzo zasadniczą. Mniej czasu poświęca Pani mężowi i dzieciom, mniej czasu poświęca Pani obowiązkom domowym. Staje się Pani niezależna i bardziej wykształcona. Jakiś kryzys musiał wystąpić. Po zmianie zawsze występuje kryzys. Mężczyźni łatwo przyzwyczajają się do żony w domu, a gdy obok jest jeszcze mało życzliwa teściowa - wyjazdy muszą prowadzić do napięć. Rodzina nie lubi zmian, a rodzina wielopokoleniowa uwikłana jest dodatkowo w różne zależności.
     W tej chwili, gdy kryzys przyjął tak drastyczną formę, musi Pani zdecydować - o co chce walczyć w pierwszej kolejności? Jeśli kocha Pani męża i nie wyobraża sobie rozstania, to może warto zrezygnować z dalszej nauki? Przekona się Pani, czy to na pewno o studia chodzi? Wykaże Pani dobrą wolę - postawi na rodzinę. W spokojnej rozmowie zadeklaruje Pani, co jest dla niej najważniejsze. Być może mąż wskaże inne problemy? Może byłby już czas, abyście je sami, bez pomocy teściów, rozwiązywali? Podejrzewam, że Pani studia są tylko "tematem zastępczym", a zasadniczy kryzys dotyczy Waszej wzajemnej, osobistej relacji. Wyprowadzić się? Tak, jeśli jest to możliwe. To byłoby jakieś wyjście. Ale wyprowadzić się z mężem i dziećmi; zacząć żyć na własny rachunek. Nie poświęcać się, dla nikogo, ale i nikomu nic nie zawdzięczać. To najbezpieczniejsze wyjście z sytuacji.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska