https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie jesteś sam(a)

Joanna Zeter, psycholog

     Od dwóch lat jesteśmy po rozwodzie. Mamy trzy, dorosłe już córki. Rozstaliśmy się w zgodzie, bez awantur, chociaż moje wspomnienia z małżeństwa są bardzo bolesne. Dziś wiem, że byłam dręczona psychicznie, nie zdając sobie sprawy z manipulacji, którymi mój mąż mnie omotał. Miałam nadzieję, że po rozwodzie odzyskam spokój, wiarę w siebie i szansę na spokojne życie. Nie chcę wracać do przeszłości i nie chcę nawet pisać o tym, co było.
     Mój problem dotyczy chwili obecnej, a dokładnie - wspólnego zamieszkiwania w blokowym M-4. Były mąż jest bezrobotny, dużo czasu spędza w domu. Nie pije, nie urządza scen, nawet czasem w ogóle się nie odzywa. Po prostu - jest. A najbardziej jest obecny, gdy ja się śpieszę, biegam po kuchni, łazience; śpieszę się do pracy, na zakupy. Wtedy on - np. kąpie się długo. Ze stoickim spokojem doprowadza mnie do pasji i patrząc prosto w oczy pyta: "O co ci chodzi?" On nie rozumie, a przecież - chce zrozumieć! Ma tyle dobrej woli, tyle życzliwości! Ciągle wraca do rozwodu, w którym wziął winę na siebie, w którym o nic mnie nie oskarżał. W swoich oczach jest bez zarzutu! Nawet swoich kobiet nie przyprowadza do domu, z szacunku dla mnie i często odwiedzających mnie córek. Jest idealny! A ja tego nie doceniam!
     Fakt! W chwili obecnej niewiele mogę mu zarzucić. Poza tym, że mieszkamy nadal razem. Żadne z nas nie ma szans na mieszkanie. Względy finansowe decydują o takim układzie.
     Ale ja?! Co ze mną? Czuję jak rozpadam się psychicznie w tym nienaturalnym układzie. Odnoszę wrażenie, że poza brakiem seksu w naszym związku - nic się nie zmieniło. On nadal mnie dręczy, zniewala i ogranicza. Czuję się słaba i wyczerpana samą jego obecnością. Pozbawia mnie energii i sił do życia. Nie wiem, co robić!?
- ROZWIEDZIONA.

     Słusznie Pani zauważyła, że Wasz związek trwa nadal. Mimo rozwodu. Jest toksyczny dla Pani i ograniczający. Ciągle otwarta jest wasza relacja - mimo formalnego rozstania. Przypuszczam, że ciągle wiąże was więź duchowa, więź, na którą nie ma się większego wpływu, a która bywa odbierana przez nastroje, myśli. Takiej więzi nie zmienia nawet fizyczne rozstanie. (Znam przypadki duchowej zależności od byłego partnera nawet wiele lat po rozwodzie, i mieszkaniu dalekim od siebie. Taka więź nie zależy od nas i należy ją odróżnić od więzi uczuciowej. Może trwać nawet po śmierci jednej ze stron).
     Oczywiście, można coś zrobić w tej sprawie. Przy dużej świadomości tego co dzieje się między wami można pokierować swoimi ograniczeniami. Można wpłynąć na własne reakcje. Samodzielne mieszkanie, czy choćby niekrępujący, wynajęty pokój byłby pewnym ułatwieniem. Ale nie w tym tkwi główne ograniczenie. Mam wrażenie, że jako kulturalni ludzie, potraficie dogadać się w organizacyjnych sprawach związanych z używalnością kuchni czy łazienki. Zakładam, że fizyczny poziom waszych cichych konfliktów nie jest głównym problemem. Rzecz w tym, żeby nie pozwoliła Pani więcej na ranienie siebie, na ograniczanie swojej indywidualności. To nad sobą musi Pani popracować! Odnaleźć własną, niepowtarzalną siłę, którą nikt już nie będzie kierował, na którą nikt nie będzie miał wpływu.
     Pomoc dobrego terapeuty, własna psychoterapia powinna pomóc Pani wydostać się z tej obciążającej zależności, nauczyć się obcować ze sobą samą; nauczyć, że nikt, absolutnie nikt, nie jest w stanie Pani ranić, gdy sama Pani na to nie pozwoli.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska