https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie jesteś sam(a)

Joanna Zeter, psycholog

     Wychowałam, bez większych problemów troje dzieci, a teraz już jako babcia, zwracam się z prośbą o poradę. Nie mogę zrozumieć wychowania, a właściwie nauczania mojego wnuczka - 10-letniego Adriana, ucznia klasy IV.
     Sytuacja zdrowotna synowej sprawiła, że zamieszkałam z młodymi i obiecałam pomóc w domowych i rodzicielskich obowiązkach. Po kilku miesiącach wspólnego życia jestem psychicznie wykończona i załamana.
     Wygląda na to, że w wieku 50 lat mam na nowo uczyć się i "kończyć" szkołę podstawową. Wnuczek bardzo często nie rozumie zadanych zadań, jest nerwowy, przerażony, nie lubi szkoły i książek. Nie mogę powiedzieć, że jest słaby lub tępy, bo musiałabym to powiedzieć także o sobie. Ja też nie rozumiem jego matematyki czy biologii. Muszę przynajmniej godzinę siedzieć nad książkami, żeby pojąć, o co chodzi. A nie mam na to ochoty! Rozumiem, że reforma zmieniła szkołę, ale to co obserwuję to koszmar!
     Koleżanki mojej synowej poświęcają pół dnia na to, żeby ich dzieci były dobre - a właściwie - najlepsze. Ta rywalizacja jest przerażająca. Dzieci się nie bawią, nie przyjaźnią, nie uczą się wspólnie, tylko rywalizują ze sobą! A rodzice razem z nimi!
     Nie chcę sprawiać kłopotu synowej (która jest w szpitalu i długo jeszcze będzie trwała jej rehabilitacja), ale mam ochotę pójść do dyrekcji szkoły i powiedzieć, co się dzieje! Czy nauczyciele tego nie widzą?
     Wychowawczyni na zebraniu powiedziała, że tak dzisiaj jest, że "rodzice muszą się włączyć w proces nauczania", bo inaczej dzieci nie zaliczą egzaminu.
     Co mam robić? Przecież nie powiem 10-letniemu chłopcu, że to czego teraz musi się uczyć, jest durne, często niepotrzebne, zbyt trudne - że nie może "dzielić z resztą", gdy jeszcze nie pojął dzielenia w ogóle (to tylko przykład)!
- BABCIA.

     Pani obserwacje i refleksje są bez wątpienia bardzo cenne i należy o nich mówić, zwłaszcza w szkole. Podobne problemy zauważa wielu praktyków i teoretyków wychowania, a także dziennikarzy, którzy śledzą na co dzień proces wdrażania reformy i zmian programowych w oświacie. Oczywiście, najcenniejsze są obserwacje rodziców. To oni powinni zgłaszać nieprawidłowości i w ten sposób wpływać na szkolną rzeczywistość. Bo jest niewątpliwą nieprawidłowością konieczność "uczenia się" rodzica.
     Jego rola jest inna, ważniejsza, bardziej związana z organizacją czasu niż przekazywaniem wiedzy szkolnej dziecku. Przekazywanie wiedzy szkolnej to rola nauczyciela. Rodzic może na nią wpływać w sposób pośredni - przez pokazywanie świata we wspólnej pracy, zabawie na rodzinnych wycieczkach.
     Poruszone przez Panią problemy wyglądają różnie w różnych szkołach. Niektórzy nauczyciele potrafią wykorzystać zdrową rywalizację do budowania zdrowej atmosfery.
     Trudno na podstawie Pani listu ocenić jak naprawdę rzecz się ma w szkole Pani wnuczka. I nie o to Pani pyta, prawda? Pani pyta, co robić jako babcia. I tu nie mam żadnych wątpliwości - proszę się zdystansować i nie przejmować tak bardzo nauką wnuka! Pomaga Pani dzieciom w trudnej sytuacji, prawdopodobnie gotuje, sprząta i przygotowuje wnuka do szkoły. To dużo, to wystarczy.
     Problemom edukacyjnym Adriana radzę dać więcej przestrzeni, autentyczności i prawdy. Jeżeli nawet nie zaliczy jakiejś partii materiału - to będzie to jego doświadczenie, równie ważne jak sztuczny sukces przygotowany przez rodziców. Da mu siłę do radzenia sobie z trudnościami i przeciwnościami losu. A babcia powie - "Dla mnie nie musisz być najlepszy w szkole. Dla mnie i tak jesteś najlepszy i najważniejszy".

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska