Mam 21 lat. Jestem młodą, niedoświadczoną mężatką. Nie mamy dzieci, choć wszystko wskazuje, że moglibyśmy je mieć, już teraz, zaraz, póki jesteśmy młodzi. Ja wprawdzie jeszcze studiuję, ale mój mąż pracuje już od kilku lat i dobrze zarabia.
Mamy mieszkanie, pracę, oddanych rodziców. Oboje jesteśmy jedynakami - możemy liczyć na wsparcie w każdej dziedzinie. Kiedyś mnie to cieszyło; dzisiaj - jest główną przyczyną mojego załamania. Myślałam, że teściowa, deklarując pomoc, będzie naprawdę pomocna.
Tymczasem ona rozumie pomoc jako ciągłe pouczanie, krytykę, zaglądanie do każdego kąta.
Staram się być grzeczna i miła, udaję, że nie widzę jej zachowania, gdy np. inaczej ustawia jabłka na półmisku, poprawia serwetę lub "doczyszcza" garnek w kuchni mówiąc, że wygląda jak "w chlewie".
Mój mąż nie widzi problemu, ale ja czuję się coraz gorzej. Boję się, że za chwilę wybuchnę, obrażę teściową, popsuję dobre /pozornie/ stosunki między nami.
Boję się zajść w ciążę, bo wtedy będę musiała zawsze być w domu. Obecność teściowej przy moim dziecku doprowadzi mnie do obłędu! Już teraz czuję, że słabnę po godzinie lub dwóch jej codziennych wizyt u nas.
Czy to możliwe, żeby jeden człowiek miał taki wpływ na mnie?! - SYNOWA.
Możliwe. Zdarza się. Relacja między synową a teściową jest jedną z najtrudniejszych w stosunkach między ludźmi. Bywa toksyczna, zwłaszcza, gdy ludzie muszą mieszkać razem.
Pani - nie musi. I to jest plus całej tej sprawy. Można sobie zbudować granice, bezpieczne dla Pani odczuwania spotkań.
Przede wszystkim, radziłabym nie ukrywać emocji. Wcześniej wyrażone będą spokojniejsze i bardziej adekwatne do sytuacji. Zamiast "wybuchać", jak Pani przewiduje, lepiej z dystansem i zdecydowanie określić co Panią rani i przeszkadza w zachowaniu mamy. Można np. grzecznie, ale stanowczo poprosić, żeby nie myła Pani naczyń. Pani jest młoda i zdrowa. Pani nie potrzebuje pomocy!
Codzienne wizyty można ograniczyć wychodząc z domu, do kina, teatru, do przyjaciół. Można uprzedzić wizytę mamy wpadając do niej na pół godziny. I "zasiewać" w rozmowie, że budujecie Państwo nową rodzinę, nowy dom.
Oczywiście, może się zdarzyć, że mama nie zrozumie, może obrazi się nawet lub odsunie na dłużej. To też trzeba przyjąć spokojnie.
Starszych ludzi niełatwo jest zmienić. Najczęściej nie radzę.
Można zmienić siebie, swoje odczuwanie. Nie dać się ranić i pielęgnować swoje terytorium.
Blisko w rodzinie nie musi oznaczać "za blisko". To Pani określi odległość. Według swoich potrzeb.
O potrzebach rodziców też warto pamiętać. Zwłaszcza w świąteczny czas. Odwiedzić, zapytać, czy czegoś nie potrzebują? Ale w swoim domu trzeba czuć się swobodnie. I pewnie.
