Mam 27 lat i ukończone studia wyższe. Nie należę do osób słabych i zależnych. Studia ukończyłam dzięki swemu samozaparciu i dorywczej pracy przy sprzątaniu mieszkań znajomych.
Pochodzę z biednej, wiejskiej rodziny - za wszelką cenę chciałam osiągnąć sukces. Nikt nie mógł mi pomóc. Rodzice liczyli, że to ja, jak skończę studia, pomogę... Liczyli, że zmienię sytuację naszej rodziny, że wreszcie będzie lepiej.
Dwa lata szukałam pracy. W końcu - po kilku miesiącach zatrudnienia "na czarno", bez umowy, od rana do wieczora - dostałam umowę w prywatnej firmie reklamowej. Początkowo byłam w siódmym niebie. Cieszyłam się jak dziecko. Dzisiaj, po pół roku pracy, jestem załamana i bez wiary, że może być lepiej. Pracuję po 12 godzin na dobę, zarabiam 650 złotych miesięcznie i muszę się z tego utrzymać w dużym mieście. O życiu prywatnym, o rozrywkach, o wyjazdach do domu rodzinnego nie ma mowy. Praca i sen, tak wygląda moje życie.
Prawdziwy problem tkwi w tym, że nie jestem z tej pracy zadowolona i ze mnie nie są zadowoleni. Atmosfera jest fatalna. Staram się, szukam, chcę być przydatna, ale gdy wreszcie coś mi wychodzi, okazuje się, że inni już to zrobili, a ja tylko powtarzam ich dzieło. Nie mam przydziału obowiązków, nie mam swojego miejsca w pracy. Gdy poprosiłam szefową o rozmowę, powiedziała mi, że to ja jestem konfliktowa, że to ja nie pasuję do innych pracowników. Prawdopodobnie nie otrzymam umowy na następny rok.
W firmie jest taka rywalizacja o uznanie, że ja nie mam żadnych szans. Starsi pracownicy ukrywają podstawowe wiadomości, nie mam dostępu do telefonu. A ostatnio usłyszałam, że to ja "nabijam rachunki". Jestem wykończona tą atmosferą. Czuję, że chcą, abym sama odeszła, zrezygnowała. Ale dokąd? Pracy nie ma! Całą swoją energię skupiam na tym, żeby nie dać się sprowokować. Czuję, że chcieliby, abym wybuchła albo zwariowała.
Nie wiem, co robić. Stałam się słaba i bezwolna w rękach obcych ludzi, z którymi muszę spędzać całe dnie. Co robić? - ZOJA.
Przede wszystkim - trzeba szukać innej pracy! Nie trafiła Pani z tym pierwszym zatrudnieniem, ale na nim świat się nie kończy! Studiując bez pomocy rodziny i utrzymując się tyle lat udowodniła Pani, że jest dzielną, samodzielną, niezależną osobą! Pani sobie poradzi i na pewno znajdzie nową pracę.
Tymczasem radzę zadbać o swój stan psychiczny, najlepiej poprzez wprowadzenie jakiejś zmiany. Radzę soboty i niedziele przeznaczyć na rozrywkę - odnowić kontakty towarzyskie spoza firmy, wyjść do przyjaciół z czasów studiów, ćwiczyć, biegać, chodzić na dyskoteki i wszelkie możliwe imprezy kulturalne. Nie wszystkie wymagają finansów i osobistego towarzysza - partnera. Bawić można się z koleżankami, kolegami. Nie może Pani myśleć tylko o pracy. Różnorodność zajęć pozwoli Pani zapomnieć o firmie i regenerować siły na nowy tydzień. A śmiech i poczucie humoru pozwoli znieść niezasłużone złośliwości. Zmiana jest najlepszą receptą na zmęczenie i załamanie.
Nie proponuję Pani rzucić tej pracy. Mam świadomość realiów i trudności na rynku zatrudnienia. Proponuję spojrzeć na wszystko z dystansem, bez emocji. To tylko praca, i to jeszcze nie ta, którą Pani kiedyś, trzeba wierzyć, znajdzie i pokocha. To tylko praca, która pozwala Pani przeżyć i daje szanse na szukanie innej.
Prawdopodobnie świat reklam i konkurencji handlowej to świat, w którym odnajdą się inni ludzie, o innych predyspozycjach osobowościowych.
Nie wiem jakie ma Pani wykształcenie, ale solidność, uczciwość i pracowitość - to cechy przydatne w innych zawodach. Proszę szukać i nie rezygnować!
