W poniedziałek była ostatnia okazja, żeby tu w Niemczech podczas turnieju MŚ nagadać się z selekcjonerem biało-czerwonych. Dużo chcieliśmy wiedzieć o nastawieniu drużyny przed tym ostatnim meczem i zmianach personalnych. Janas szybko uciął rozważania. Siłą rzeczy więc, najwięcej było o jego przyszłości na tym stanowisku.
Nie boi się
Skoro tak, to padło całkiem zasadne w tej sytuacji pytanie: czy po meczu z Kostaryką selekcjoner poda się do dymisji?
- Mówiłem już wielokrotnie, do dymisji się nie podam i zdanie podtrzymuję. Mistrzostwa trwają, przyjdzie jeszcze czas na podsumowanie mojej pracy z reprezentacją. Jeżeli jednak ktoś uzna, że ja przeszkadzam tej drużynie, wówczas się zastanowię. Zwolnienia się nie boję, bo w ciągu mojej kadencji zwalnialiście mnie panowie pod byle pretekstem. Albo po przegranej z Danią, grubo przed rozpoczęciem eliminacji; jak przegraliśmy w Chorzowie z Anglią. Pozostałem selekcjonerem i dziś mogę z podniesionym czołem powiedzieć wam, że i ja mam swój wkład w to, że przyjechaliśmy tutaj do Niemiec.
Janas zawirowania na stanowisku selekcjonera po każdej ważnej imprezie określił mianem "polskiej specjalności:
- Coś w tym chyba jest, bo nawet śp. Kazimierz Górski przestał być trenerem, kiedy z Montrealu drużyna przywiozła srebrny medal. Podobny los spotkał Jacka Gmocha, który został zwolniony po 5.-6. miejscu w MŚ w Argentynie. Jerzego Engela, chociaż wprowadził reprezentację "na salony" po 16 latach przerwy, także potraktowano podobnie.
Z drużyną do końca
Selekcjoner poinformował także, że do Polski wróci z drużyną, chociaż gdzieś znalazł informację, że nie chce spotkania z polskimi kibicami.
- Wierutna bzdura! Wracam z drużyną tak, jak z nią tutaj przyjechałem. Po kilku dniach wrócę do Niemiec. Może dalszą część turnieju będę śledził od ćwierćfinałów. Chcę wyciągnąć z tych meczów wnioski, które mogą mi się przydać w pracy. Niekoniecznie jako trenerowi reprezentacji.
- A czy ma pan nam coś do powiedzenia kończąc pracę z reprezentacją - brzmiało kolejne pytanie. - Może dowiemy się, kto pana najbardziej zawiódł?
- Może po meczu z Kostaryką wszystko przekażę. A ocen publicznie nie będę prezentował. Piłkarze dowiedzą się o tym najpierw ode mnie, a nie z prasy. Jeśli mam do kogoś pretensje, to sam mu o tym powiem. Jestem szefem, ja odpowiadam za wszystko i mnie możecie obciążać. Ostateczne decyzje zawsze należą do mnie i ja ponoszę odpowiedzialność za niepowodzenie.
Piłka po stronie Krzynówka
Na szczęście, osoba selekcjonera nie zdominowała ostatniej w Barsinghausen konferencji prasowej. Jako że Pawłowi Janasowi towarzyszyli trzej piłkarze: Artur Boruc, Jacek Krzynówek i Mariusz Lewandowski, odżył temat meczu z Kostaryką. Wszyscy jednym głosem orzekli, że jest on ważny dla naszej reprezentacji. - Na pewno podejdziemy do gry poważnie. To są przecież mistrzostwa świata i każdy z nas chce się w takiej imprezie dobrze zaprezentować - stwierdził Boruc. Jacek Krzynówek z kolei odbił piłkę w stronę mediów: - Chcemy godnie pożegnać się z mundialem, dobrze do tego występu przygotować, lecz wy nam swoimi nieobiektywnymi tekstami i pytaniami o dymisję trenera, nie pomagacie - powiedział w formie zarzutu reprezentacyjny pomocnik.
Popularny "Krzynek", dla poprawienia nastroju wszystkich obecnych, zadeklarował: - Mam nadzieję, że w tym meczu stałe fragmenty gry zaczną nam wychodzić.
O godz. 17.15 na stadionie w Hannoverze Polacy odbyli ostatni trening. Odbywał się w strugach deszczu, bo po słonecznym i parnym przedpołudniu nad miastem przeszła burza i rozpadał się deszcz. Dziennikarzom pozwolono przyglądać się... rozgrzewce przez kwadrans.