W powiecie sępoleńskim, o czym pisaliśmy niedawno w „Pomorskiej”, zdecydowano się na podpisanie umów z PKS-em i skorzystanie z rządowych dotacji.
Dlaczego nie stało się tak w powiecie chojnickim?
- Robiliśmy analizę tych połączeń - odpowiada „Pomorskiej” starosta Marek Szczepański. - Na ten moment gminy nie podejmowały rozmów, że widzą gdzieś potrzebę, żeby zapewnić połączenia. Przyglądamy się teraz bacznie temu, jak nasi koledzy samorządowcy z sąsiednich powiatów. Na przykład sąsiedni powiat sępoleński te środki uruchomił.
Słyszymy także opinię, że na pewno poziom dofinansowania nie jest zadowalający. Bo jest złotówka do kilometra, a koszty są dużo wyższe. - Samorząd musi znowu dopłacać, - podkreśla starosta. - Żeby to było chociaż 50 proc., to byłaby większa zachęta, żeby tego rodzaju kursy wznawiać.
Słyszymy, że poszczególne gminy nie podejmowały tematu, że jest problem. Zresztą, w tych powiatach, gdzie jest dużo przewoźników prywatnych nie ma takiego problemu.
Do tego z obserwacji wiadomo, że te mniejsze firmy przewozowe weszły właśnie na te tereny, z których zrezygnowały wcześniej duże firmy, na przykład PKS.
- Ale zamierzamy się temu przyglądać - zapewnia starosta. - Z gminami będziemy rozmawiać. Byłoby najlepiej, gdyby to właśnie te samorządy były partycypantem, tworzyły przewozy i dopłacały do nich. A więc gdyby były zainteresowane, to usiądziemy do stołu. W przyszłym roku będzie przecież kolejny nabór.
Jak słyszymy, powiat wysłał do gmin zapytania, prowadzono korespondencję, jednak bez odzewu. - Zazwyczaj jest tak, że powiat organizuje, natomiast włodarze poszczególnych gmin wiedzą, gdzie jest problem, w jakich miejscowościach - mówią w starostwie.
