https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niech wyprowadzą się jak najdalej

Joanna Lewandowska
- Mogliby się postarać o jakieś leki, żeby więcej spał
- Mogliby się postarać o jakieś leki, żeby więcej spał fot. www.sxc.hu
Są bardzo tolerancyjni. I wyjątkowo wyrozumiali. Bo wytrzymują sąsiedztwo niepełnosprawnego dziecka. Ale przecież są jakieś granice wytrzymałości...

A te zdaniem tego małżeństwa zostały już dawno przekroczone. - Tak to przesada - energicznie kiwa głową pani Rulewska. - Coś trzeba z tym zrobić - wtóruje jej mąż. Tylko co? Pomysłów na rozwiązanie "problemu" małżeństwo miało co niemiara.

Skarga do spółdzielni mieszkaniowej, na policję, do prokuratury. Walczą. Ale póki co efektów nie ma. Mimo ich starań, sąsiedzi nadal mieszkają piętro wyżej, nadal ze swoim niepełnosprawnym synem. - Nie mam już siły na tych ludzi, to wyjątkowo podłe osoby - płacze pani Ewowska, mama Jarka. - Jak można uprzykrzać innym życie, aż do tego stopnia. Sumienia nie mają!

Nie pobiega, nie pogra w piłkę
Jarek przysłuchuje się słowom mamy z uwagą i zaciekawieniem, ale i tak niewiele z tego rozumie. Ma porażenie mózgowe, dlatego nie mówi, nie chodzi samodzielnie i nie robi setek innych rzeczy, które zwykle zaprzątają głowy dwudziestolatkom.

- To wspaniali rodzice - mówi o państwu Ewowskich Maria Ochocińska, pełnomocnik zarządu ds. członkowsko-mieszkaniowych włocławskiej spółdzielni "Zazamcze". Podobnie myślą inni sąsiedzi. Tylko Rulewscy nie widzą w postawie "tych z dziesiątego piętra" niczego niezwykłego. Dla nich to nic, że Ewowscy wychowują chorego chłopca, że pielęgnują go z wielką troską i poświęceniem, mimo że nie jest ich biologicznym synem. - To niesamowita historia, a jej bohaterowie zasługują na podziw i szacunek - przekonuje Maria Ochocińska. I wielu ludzi ich podziwia, ale nie państwo Rulewscy. Ewowskich nienawidzą i życzą im wszystkiego najgorszego. - Bo tego dzieciaka to specjalnie wzięli z domu dziecka, żeby pieniądze z opieki dostawać - mówią. - Teraz żyją sobie wygodnie i uprzykrzają życie innym. To ich dziecko biega po korytarzu, tupie, krzyczy. Nie tylko w dzień, ale nawet w nocy. Spać nie możemy! A ich to w ogóle nie obchodzi.

Inspekcje w bloku z wielkiej płyty
- Trudno policzyć, ile razy odwiedzałam to mieszkanie. - Przychodzę tu niemal po każdej skardze, jaką do spółdzielni składają państwo Rulewscy. A było ich już kilkanaście - wzdycha Ochocińska i pokazuje teczkę z petycjami, prośbami, podaniami, odpowiedziami, groźbami. Ale pani Maria trzyma stronę państwa Ewowskich, przekonują Rulewscy, więc lepiej jej nie wierzyć. Ale można na własne oczy przekonać się, co w domu wyprawia Jarek. Aby to zrobić należy odwiedzić mieszkanie Ewowskich. Najlepiej niespodziewanie. Zobaczy się wtedy dywany rozłożone jeden obok drugiego w ciasnym, ale przytulnym mieszkanku. - Bo one tłumią hałas, a sąsiedzi narzekają, że Jarek za głośno chodzi - tłumaczy Ewowska.

Nie rozumie, czego chcą od niej Rulewscy. - Dlaczego mnie poniżają, wyzywają moje dziecko, męża, całą rodzinę. - Nikomu nie życzę takiej tragedii, jaka nas spotkała, nie ma nic gorszego niż nieuleczalna choroba najukochańszej osoby.

Rzadko się skarży, rzadko narzeka, nie ma na to czasu, bo przy Jarku jest masa obowiązków. Chłopaka trzeba nakarmić, umyć, przebrać, a przecież to już dorosły mężczyzna, swoje waży. Matce na płacz zbiera się tylko w dni, w których spotyka Rulewskich, wtedy coś w niej pęka, no bo jak to jest? Ona i jej mąż robią wszystko, by pomóc synowi, jeżdżą do lekarzy, organizują naukę w domu, chodzą na spacery, a ktoś prosto w oczy mówi im, że powinni dziecko oddać do przytułku? To boli. Bardzo boli.

Najlepiej niech śpi
- Mogliby się postarać o jakieś leki dla tego chłopaka, żeby więcej spał, nie biegał, nie hałasował - mówią Rulewscy. - Ale im na tym nie zależy, w ogóle ich nie obchodzi, że utrudniają nam życie. Rulewscy chcą, żeby sprawą zajęła się spółdzielnia. Do niedawna liczyli, że administracja osiedla "Zazamcze" zmusi ich sąsiadów do zmiany mieszkania. - Niech wyprowadzą się jak najdalej! - żądali Rulewscy. Prosili, grozili... Bezskutecznie. Maria Ochocińska wyjaśnia, że spółdzielnia nie ma podstaw prawnych, by zmusić właściciela mieszkania do opuszczenia lokalu. Chyba, że ten narusza ustanowiony przez spółdzielnię regulamin. Ale w przypadku Ewowskich nie ma o tym mowy. Gdy Rulewscy zrozumieli, że petycje do spółdzielni niewiele pomogą, złożyli skargę do prokuratury na władze spółdzielni. Ale i tym razem nic nie wskórali. - Nikt się z nami nie liczy - przekonują i zapewniają, że nie zamierzają się poddać. - W końcu doczekamy się sprawiedliwości, o którą walczymy siedemnaście lat.

- Zaproponowaliśmy państwu Rulewskim zmianę mieszkania, mogliby zamienić się ze swoim synem, on się na to godzi. Lokale są podobne, oba dwupokojowe, jednak oni nie chcą się przenieść - mówi Ochocińska.

Przeprowadzać nie zamierzają się także Ewowscy. Boją się, że ich syn mógłby mieć problemy z zaklimatyzowaniem się w innym miejscu. Poza tym, tu, w wieżowcu z wielkiej płyty, mają tylko jednych wrogów, co jeśli gdzie indziej wszyscy sąsiedzi nienawidzą niepełnosprawnych?

PS. Nazwiska głównych bohaterów reportażu zostały zmienione.

Wybrane dla Ciebie

Wyjmij z lodówki i podlej hortensje. Ogród utonie w kwiatach. Oto trik na kwitnienie!

Wyjmij z lodówki i podlej hortensje. Ogród utonie w kwiatach. Oto trik na kwitnienie!

Raz w miesiącu podsypuję tym zamiolkukasa. W mig wypuszcza nowe liście

Raz w miesiącu podsypuję tym zamiolkukasa. W mig wypuszcza nowe liście

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska