Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niemcy - ofiary nazizmu i nazistów

Jacek Deptuła [email protected]
Adolf Hitler
Adolf Hitler Wikimedia Commons – repozytorium wolnych zas
W 1963 r. niemiecki prokurator oskarżający zbrodniarzy oświęcimskich mówił: "Miliony moich rodaków z własnej woli służyło ludobójczej ideologii Hitlera."

74 lata po wybuchu wojny gra słowna w takie skojarzenia jest nie do przyjęcia. Niemcy to tylko"naziści"...
...a Polacy - "antysemici". Obozy koncentracyjne? "Polskie". II wojna światowa? "Holokaust". Wysiedlenie Niemców - "zbrodnia", alianckie naloty - "ludobójstwo". To spora publicystyczna przesada, ale na pewno nie nadużycie. Nie ma tygodnia, bym nie natknął się na takie określenia w zagranicznych, a nawet polskich mediach. Czy to świadoma manipulacja, czy konsekwencja historycznej niewiedzy? I jedno, i drugie. Bo im dalej od wybuchu wojny tym bardziej zjednoczone Niemcy relatywizują swoje wojenne barbarzyństwo.

A zaczęło się ono pięć minut przed salwą pancernika Schleswig-Holstein w kierunku Westerplatte. 74 lata temu piloci z Luftwaffe wsławieni masakrą hiszpańskiej Guerniki, zbombardowali Wieluń, bezbronne nadgraniczne polskie miasteczko. Rycerscy lotnicy w pierwszych minutach wojny najpierw zbombardowali oznaczony Czerwonym Krzyżem szpital, podlegający zgodnie z prawem międzynarodowym ochronie. Po kilku falach nalotów 1200 Polaków nie żyło, a 75 procent zabudowy miasta legło w gruzach. Taki był początek.

To swoisty fenomen - w zachodnim świecie nie mówi się już o zbrodniach niemieckich, tylko nazistowskich. Ot, jakaś grupa nazistów objęła władzę i sterroryzowała naród niemiecki. To, że po legalnych wyborach jest już sprawą drugorzędną. Tymczasem szacuje się, że do pierwszych wielkich klęsk Wehrmachtu Hitlera popierało 80 - 90 procent Niemców. Na każdym filmie propagandowym widać niezliczoną liczbę obywateli IIIRzeszy wyciągających histerycznie prawicę w pozdrowieniu wodza.
Tego nie zobaczyliśmy w serialu ZDF "Nasze matki, nasi ojcowie". To rzewna opowieść o dobrych Niemcach i złych nazistach, a właściwie jednym bardzo złym. Film wywołał falę oburzenia w Polsce, tym bardziej że - zgodnie z obowiązującym skojarzeniem - Polacy pokazani zostali jako zwierzęcy antysemici.
Zaskoczyła mnie natomiast cisza po sobotnich obchodach Dnia Stron Ojczystych Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach. "Nasze matki, nasi ojcowie" to wytwór świadomej manipulacji historycznej, komercji i ckliwej popkultury. Inna sprawa, że głównym konsultantem historycznym filmu był prof. Julius Schoeps, szef Centrum Studiów Europejsko-Żydowskich im. Mojżesza Mendelssohna. To chyba nie przypadek, że profesor jest Żydem i swym naukowym autorytetem wspiera budowę Centrum przeciwko wypędzeniom.

George Orwell, pisarz i wizjoner, twierdził, że kto włada przeszłością, włada także przyszłością. Dlatego nie można pogodzić się z postępującą relatywizacją niemieckich win.

Ale połóżmy niemiecki film na półce z komercją. Tego jednak nie da się zrobić z sobotnim spędem BdV Steinbach. "Wypędzona" z Rumi (ojciec pochodził spod Frankfurtu, matka z Bremy) szefowa związku pochwaliła Węgry za ustawę o zwrocie własności spadkobiercom wysiedlonych Niemców i za odsłonięcie w Budapeszcie pomnika... niemieckich ofiar. Jednocześnie Steinbach wezwała swój rząd do zdecydowanych działań wobec Polski, która powinna pójść śladami Węgier. "Wypędzona" powiedziała też, że u nas "przez dziesięciolecia język niemiecki był zakazany i nie wolno pozwolić na to, by obecna sytuacja trwała nadal"!

Od lat mówi się nam, że BdV jest marginalną organizacją, a jej szefowa pionkiem w niemieckiej polityce. Jeśli tak, to jak należy odczytywać listy kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Joachima Gaucka z życzeniami do członków zjazdu? Prezydent, przyjaciel Polski, napisał, że "utrata małej ojczyzny należy do najstraszniejszych wydarzeń, jakie mogą przytrafić się człowiekowi". Dla mnie najstraszniejsza jest śmierć 55 milionów istnień w latach 1939 - 1945, zrównane z ziemią miasta i setki milionów ludzi, którym wojna złamała życie. W porównaniu z tym deportacje Niemców (ciekawe ilu z nich było nazistami?) są zaledwie epizodem. Ba, jeszcze dwa lata temu szef śląskiego ziomkostwa Rudi Pawelka zarzucił Polsce prowadzenie przed 1939 r. polityki przemocy i oskarżył o udział w Holokauście. To ostatnie jest oczywiście pokłosiem propagandowych książek uczonych pokroju Jana Grossa.
A w czerwcu tego roku Pawelka zażądał od Polski i Czech przeprosin oraz odszkodowań za przymusowe wysiedlenie Niemców po 1945 roku. Czy należy się dziwić zwyczajnym obywatelom RFN, że po zjednoczeniu "ich matki i ich ojcowie" stali się ofiarami?

Nie mam wątpliwości, że dla dzisiejszych młodych Niemców, jak i Polaków, są to sprawy trzeciorzędne, jeśli w ogóle znane. Ale krople powoli lecz skutecznie drążą skałę.

Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk twierdzi, że słowo "naziści" to swoisty odpowiednik "komunistów", tyle że ci drudzy byli obecni niemal w każdym kraju świata. - Nie mam wątpliwości - tłumaczy - że najtrafniejszym określeniem byłoby "niemieccy lub austriaccy naziści". Wówczas nie byłoby żadnych niedomówień.

Globalizacja i rozwój technologii komunikacyjnych sprawiają, że proste kalki, schematy i manipulacje - np. redukowanie II wojny światowej do Holokaustu i "polskich obozów śmierci" zaczynają funkcjonować w powszechnej świadomości. W zachodnioeuropejskich i amerykańskich mediach, a nawet w historiografii, zaczyna roić się od tego rodzaju uproszczeń. Nic dziwnego, że podczas ceremonii pośmiertnego przyznania Janowi Karskiemu Medalu Wolności prezydent USA powiedział: "Karski przeszmuglowany został do getta warszawskiego i do polskiego obozu śmierci".

Po książce Grossa "Sąsiedzi" przez lata mówiono w RFN o wojnie w kontekście jedwabieńskiej zbrodni. W 2001 r. "Rzeczpospolita" pisała: "W ponad stu artykułach największe dzienniki niemieckojęzyczne, nie licząc prasy regionalnej, radia, telewizji czy internetu, rozpisywały się na ten temat. Praktycznie każda publikacja na polski temat (z wyjątkiem doniesień o powodzi i o wynikach wyborów) nawiązywała do Jedwabnego i polskiego antysemityzmu".

Stare sprawy? Ależ skąd - niedawno, w rocznicę podpisania paktu Ribbentrop - Mołotow, znany historyk Holokaustu Wolfganga Benz powiedział, że eksponowanie tego traktatu może prowadzić do... relatywizacji Holokaustu.

Odrębną kwestią jest nasilający się w zjednoczonych Niemczech kult ofiar alianckich bombardowań w latach 1943 - 1945. Dziesięć lat temu w RFN ukazała się głośna książka Jorga Friedricha "Pożoga. Bombardowania Niemiec w latach 1940-1945". Historyk pisze w niej, że celem alianckich nalotów nie było złamanie niemieckiej woli walki tylko ludobójstwo cywili. Ginęli oni "gazowani w piwnicach, które pracowały jak krematoria". Alianckie eskadry nazwał nawet Friedrich "Einsatzgruppen" - a tak nazywały się niemieckie komanda śmierci zajmujące się ludobójstwem Żydów (organizacje żydowskie jakoś nie protestowały)! Autor boleje nad śmiercią 600 tys. ofiar bombardowań, ale...

Co w takim razie można powiedzieć o 1,5 mln leningradczyków, ofiarach oblężenia rycerskiego Wehrmachtu? Jak zważyć na szali przyczyn i skutków 200 tys. zamordowanych w dwa miesiące mieszkańców Warszawy? Zrównywanie tych zbrodni z nalotami jest niebywałym nadużyciem.
Bodaj najtrafniej problem podsumował prof. Witold Kulesza, b. dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Zapytany przez "Nasz Dziennik" o ocenę niemieckiego rzewnego serialu ZDF przypomniał słowa Fritza Bauera, prokuratora, który w latach 60. doprowadził do procesów oświęcimskich: "Kłamstwem jest, że dobrzy Niemcy nie wiedzieli o Auschwitz. Kłamstwem jest, że byli zmuszani do służby w SS i gestapo. Miliony Niemców służyło realizacji ludobójczej ideologii nie dlatego, że byli do tego zmuszani, ale dlatego, że ta ideologia odpowiadała ich przekonaniom i pragnieniom - także ich osobistej pomyślności".

Prof. Kulesza dziś nie ma wątpliwości, że w RFN od zjednoczenia narasta przekonanie, iż sprawcy niemieckich zbrodni są w istocie ofiarami biegu fatalnych zdarzeń historycznych. I - dodam od siebie - "nazistów".

Nie chodzi o to, by kolejne pokolenie Niemców kajały się ciągle za zbrodnie matek, ojców i dziadków. Jednak dziś przyzwoitość wymagałaby ich milczenia, a nie cynicznego rozmywania odpowiedzialności za największy koszmar w historii świata.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska