https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

O panu Walerym Lemańskim, który wolał fabrykę od salonu

Gizela Chmilewska
Walery Lemański z mamą Marią i młodszymi braćmi - Florianem raz Jankiem. Zdjęcie zrobione przez Waleriana Lemańskiego w Chełmie.
Walery Lemański z mamą Marią i młodszymi braćmi - Florianem raz Jankiem. Zdjęcie zrobione przez Waleriana Lemańskiego w Chełmie. Fot. arch. Walerego Lemańskiego
Setki dokładnie opisanych zdjęć z "Alfy", a później z "Fotonu", dziesiątki wycinków prasowych.

Wszystko to składa się na archiwum, które pozostawił Walery Lemański.

Bydgoszczanin, który nie wyobrażał sobie życia gdzie indziej niż w mieście nad Brdą.
Wujek pana Walerego - Walerian Lemański - liczył, że bratanek przejmie po nim zakład fotograficzny. Sam był wychowankiem znanego bydgoskiego fotografa R. S. Ulatowskiego, następnie uczył się fachu w Kwidzynie, Chełmie, Berlinie i Bydgoszczy. Potem prowadził zakład w Toruniu, w Chełmie i wreszcie w Świeciu nad Wisłą. Robił tradycyjne portrety, zdjęcia legitymacyjne, ale nie stronił od fotografii reportażowej. W rodzinnym archiwum do dziś znajduje się bogata dokumentacja z pogrzebu marszałka Piłsudskiego.

Walerian Lemański liczył na to, że bratanek przejmie po nim firmę. Ale tak się nie stało. Na nic zdały się argumenty, że rodzina fotografią stoi, bo i szwagrowie ojca pana Walerego - Wiktora - też prowadzą zakłady, że należy kontynuować tradycję... Na przeszkodzie stanęła "Alfa".

Z Bydgoszczy do Szkocji

Walery Lemański skorzystał z doświadczenia wuja, ucząc się od niego fachu. Złożył egzamin czeladniczy, ale praktyka w zakładzie fotograficznym go nie interesowała. Chciał pracować w "Alfie" - w fabryce, założonej w latach 20. przez Mariana Dziatkiewicza, (wcześniej znanego bydgoskiego właściciela fabryki cukierków i czekolady), która produkowała papiery fotograficzne, emulsje i płyty fotograficzne. I która swego czasu zagroziła niemieckiej firmie "Agfa", o światowej renomie. Doszło nawet do procesu, po którym bydgoska fabryka musiała zmienić nazwę na "Opta".

Firmy "Alfa-Opta" już dawno nie ma, ale dzięki zdjęciom, które zgromadził Walery Lemański można podziwiać jej budynki, maszyny, można zobaczyć ludzi, którzy wówczas pracowali w fabrycznych obiektach przy ul. Pięknej, czy ul. Garbary.

W czasie wojny Walery Lemański został wcielony do Wermachtu. Z niemieckiego wojska, z Francji udało mu się uciec do Wielkiej Brytanii. Tam - ze względu na przygotowanie zawodowe - skierowano go do Wojskowego Instytutu Geograficznego w Edynburgu - w Szkocji, gdzie przygotowywane były mapy dla wojska polskiego, walczącego na Zachodzie oraz dla wywiadu brytyjskiego. Była to polska instytucja, którą po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. ewakuowano do Lwowa, następnie do Francji, a po jej upadku - do Wielkiej Brytanii.

I wrócił do "Alfy"

Gdy w 1946 r. WIG zlikwidowano, Walery Lemański pierwszym transportem wrócił do Polski. Nie dał się namówić na pozostanie w Anglii, mimo że ostrzegano go, iż po powrocie może trafić do więzienia. Na szczęście skończyło się tylko na kilku przesłuchaniach. O czasach spędzonych w Szkocji przypominają dziś fotografie zrobione w Falkirk, na rewersie których słał pozdrowienia rodzinie w Bydgoszczy, zaznaczając: "Do najszybszego się znowu zobaczenia".

Gdzie pan Walery zgłosił się do pracy? Oczywiście - do "Alfy". Przecież nie wyobrażał sobie, by mógł iść gdzie indziej. - "Alfa", "Alfa", nic tylko "Alfa" - wspomina Urszula Lemańska. - Mąż wrócił do Polski, do Bydgoszczy, do rodziny, ale nie ukrywał, że również i do tego zakładu. No i my dzięki "Alfie" się poznaliśmy, bo po wojnie ja też zaczęłam tam pracować. W 1949 roku wzięliśmy ślub. Tak więc to kolejny powód, dla którego "Alfa" została wpisana w naszą historię rodzinną. Później był to "Foton" - w 1959 roku fabryka zmieniła nazwę na Bydgoskie Zakłady Fotochemiczne".

Kolorowa radość

Walery Lemański stał się specjalistą od fotograficznych emulsji. Jego wnioski racjonalizatorskie pozwoliły "Fotonowi" na zrezygnowanie z kosztownego eksportu materiału z Niemiec, Belgii czy Francji. Był też współautorem jednego patentu.

W archiwum pana Walerego znalazły się pierwsze odbitki wykonane z kolorowych filmów, których produkcję rozpoczęto w "Fotonie". Prawda, że dziś zestawione ze współczesnymi zdjęciami wyglądają jak ich bardzo ubogie krewne. Ale w latach PRL-u to było wielkie osiągnięcie, o którym pisały gazety w całym kraju.

Tragedia w rodzinie

Wszystkie ważne wydarzenie zawodowe i rodzinne uwiecznione na fotografiach, miały przejść w ręce jedynego syna państwa Lemańskich - Bogdana i jego rodziny.

Niestety, tak się nie stanie. Bogdan Lemański zginął wraz z trzyletnią córeczką, Agatką 22 czerwca 1990 na przystanku autobusowym na Alei Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wjechał w nich rozpędzony fiat, prowadzony przez kompletnie pijanego kierowcę. Sprawca wypadku pewnie od dawna cieszy się wolnością.

Zresztą próbowano go wydostać z więzienia już w rok po tej tragedii. Tylko dzięki anonimowemu telefonowi z sądu do państwa Lemańskich, rodzina mogła pojawić się na tej rozprawie. Bo oficjalnie nikt jej nie powiadomił. Wtedy do wydania wyroku, korzystnego dla sprawcy tragedii, nie doszło. Prawdą jest i to, że później nikt z jego rodziny nie próbował prosić bliskich Bogdana i Agatki o wybaczenie...

* Dawno już nie ma "Alfy", "Foton" - jeden ze sztandarowych bydgoskich zakładów też wygląda dziś inaczej. 30 stycznia 1996 r. odszedł pan Walery - starszy mistrz w dziale wyrobu emulsji fotograficznej, mistrz fotochemiczny, fotograf reprodukcyjny, chemigraf, wspaniały człowiek, wybitny fachowiec. Został pochowany na cmentarzu na Bielawkach. Fotografie, które zostawił to udokumentowana historia Bydgoszczy oraz jej mieszkańców - ważna i bardzo pouczająca. Na pewno się komuś przydadzą.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska