Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odmienił moje życie

Not. i fot. Adrianna Ośmiałowska
O swoich spotkaniach z Papieżem opowiada Zenobia Rogowska, przewodnicząca Zarządu Miejskiego Katolickiego Stowarzyszenia "Civitas Christiana" w Rypinie.

     - Pierwszy raz zobaczyłam Ojca Świętego podczas jego wizyty w Warszawie w 1987 roku. Kiedy przyjechaliśmy autokarem, czekała nas jeszcze długa wędrówka na miejsce spotkania. Nie znaliśmy stolicy, ówczesna milicja specjalnie zamiast do centrum, kierowała nas na Żoliborz. Przeszliśmy wiele kilometrów i w efekcie nieco spóźniliśmy się na mszę. Pamiętam, jak jedna z koleżanek wybrała się w tą podróż w wieczorowej kreacji i w szpilkach. Dzielnie zniosła naszą długą wędrówkę. Uczestniczyłam również w spotkaniach w Płocku, gdzie deszcz lał jak z cebra i nagle ustał, gdy na niebie pojawił się papieski helikopter, w Gnieźnie, Toruniu, Krakowie.
     Niesamowicie przeżyłam pielgrzymkę "Civitas Christiana" do Watykanu w 1994 roku. Zaczęło się "normalnie", tak jak dla wszystkich szczęśliwców, którzy w ponad 40-tysięcznej grupie pielgrzymów z całego świata zaczęli gromadzić się na Placu św. Piotra. Długie oczekiwanie do godz. 11.00, a potem ruch. Brawa rozległy się z różnych stron placu, bowiem Ojciec Święty zaczął tradycyjnie w papamobilu objeżdżać poszczególne sektory. Nadjechał do nas, był na wyciągnięcie dłoni. Pozdrawialiśmy go głośno, mieliśmy łzy w oczach. Po audiencji generalnej podszedł do naszej grupy ojciec Konrad Hejno, szef ośrodka "Corda Cordi", zajmujący się łącznością z pielgrzymami z Polski. To oznacza, że staliśmy się wybrańcami wśród grup z kraju i w gronie zalewie kilku innych z całego świata. Poprowadzono nas wśród żołnierzy gwardii szwajcarskiej, stanęliśmy kilka metrów od osobistej służby medycznej i czarnego kabrioletu Jana Pawła II. Papież wolno do nas podszedł. Zobaczyłam pochylonego, zmęczonego, zatroskanego o świat , o każdego z nas z osobna, Wspaniałego Człowieka. Na zawsze pozostanie mi w pamięci jego twarz.
     Byłam świadkiem tego, jak Ojciec Święty jak żaden inny człowiek, potrafi wyzwolić tak silne emocje, jednoczyć w chwilach trudnych zarówno w życiu prywatnym, jak i społecznym. Po jego śmierci wiele osób zdało sobie nagle sprawę z tego, że byli źli, a czasem po prostu obojętni, gdy tymczasem Papież mówił właśnie do nich: wszystkich razem i do każdego z osobna. I taki smutny przecież fakt otwiera nam oczy na samych siebie.
     Dzieje się teraz na świecie coś mistycznego, niezrozumiałego - pojednanie przez miłość, szacunek, potrzeba obcowania z Bogiem. Gdyby to ziarno dobra, zasiane przez Jana Pawła II, zostało w nas na dłużej, to pokazalibyśmy, jakimi silnymi ludźmi jesteśmy. Ale czy jest ono na tyle zakorzenione, by trwać dłużej niż nasza spontaniczność, to czas pokaże. Aż boję się pomyśleć, że może być inaczej. Podczas swoich pielgrzymek Papież spotykał miliony, a kiedy już odjeżdżał, Polacy robili swoje, mieli nowe pseudoautorytety.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska