Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odpłatność? Czemu nie?

Rozmawiała: Iza Wodzińska
Lech Kamiński

     Rozmowa z prof. ANDRZEJEM RADZIMIŃSKIM, prorektorem ds. dydaktyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
     - W debacie publicznej po raz kolejny pojawia się kwestia odpłatności za studia dzienne w państwowych szkołach wyższych - Bank Światowy i Europejski Bank Inwestycyjny zalecają polskiemu rządowi "ostrożne" wprowadzenie czesnego. Czy to dobry pomysł?
     - Pomysł nie jest zły, ale problem jest mocno polityczny. Po pierwsze, jak wiadomo, trzeba by zacząć od zmiany konstytucji. Nie wiem, czy w naszym kraju, w obecnym systemie politycznym dałoby się wyłonić większość, która byłaby w stanie ją zmienić. Gdybym jednak miał wyrazić pogląd abstrahując od tej sytuacji, powiedziałbym, że może warto to rozważyć. Choćby dlatego, że obecna sytuacja jest mocno schizofreniczna. Państwo finansuje szkolnictwo wyższe - także nasz uniwersytet - na poziomie 60 kilku procent potrzeb. Czyli z jednej strony szczyci się obecnym boomem edukacyjnym, z drugiej nie ma pieniędzy, żeby za to płacić. Różnicę uczelnie muszą po prostu zarobić. Jak? Prowadząc studia zaocznie. Żeby to robić, coraz częściej narażamy na szwank standardy nauczania i jakość kształcenia - dzieje się to od początku lat 90. Po prostu nie da się tego zrobić inaczej. Powstaje pytanie, jak rozwiązać ten problem nie wprowadzając odpłatności za studia? Przyznam, że do końca tego nie wiem. Wiem natomiast, że w obecnym systemie oszukujemy się wszyscy i mrugamy do siebie, niczym w reklamie piwa bezalkoholowego.
     - To może wprowadzenie odpłatności jest właściwym wyjściem?
     - Jeśli państwa nie stać na to, bo kształcić taką liczbę studentów, jaka dzisiaj jest, to powinno się to jasno powiedzieć. I zapowiedzieć uczelniom: odtąd przyjmujecie mniej studentów, będziecie mniejszym uniwersytetem, a my wam damy tyle pieniędzy, żeby starczyło, byście kształcili dobrze. I tu znowu dotykamy sfery politycznej - który rząd, który premier i minister edukacji powie, że oto edukacja na poziomie wyższym staje się dostępna tylko dla grupy najzdolniejszych, i to niewielkiej, bo dla reszty nie ma pieniędzy? Trzeba się zastanowić, czy odpłatność nie jest wyjściem lepszym.
     - Czy obowiązkowe czesne nie sprawi, że magistrami zostaną wyłącznie dzieci najzamożniejszych?
     - A czy te setki tysięcy młodych Polaków, którzy kształcą się dziś w byle jakich szkółkach prywatnych i płacą tam bardzo duże pieniądze, stać na to? Około milion osób studiuje odpłatnie w różnych dziwnych szkołach - trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że tylko niewielka cześć prywatnych szkół wyższych to uczelnie na przyzwoitym poziomie. Reszta jest przemysłem edukacyjnym, gdzie w gruncie rzeczy następuje coś w rodzaju kupowania dyplomu, który już dziś nic nie daje, a niebawem będzie zwykłym świstkiem papieru do niczego nikomu niepotrzebnym. Czy stać tę młodzież na to? Po co tak jest? Czy nie lepiej płacić - niewiele - za edukację w renomowanych uczelniach? Dzisiejsi zaoczni studenci to ta sama kategoria młodych ludzi, co ci ze studiów dziennych. Tyle, że się nie zmieścili na studiach bezpłatnych - nie możemy poszerzyć puli miejsc, bo nas na to nie stać - i muszą płacić. Gdyby było jakieś czesne - niewielkie - znaleźliby się na zwykłych kursach stacjonarnych, bo uczelnia mogłaby sobie na to pozwolić. Wtedy też moglibyśmy zrezygnować z potężnego dziś segmentu kursów zaocznych, bo uniwersytet nie musiałby dodatkowo zarabiać. Nie robiłem symulacji, ale jestem pewien, że w ogóle nie wchodziłoby w grę tak wysokie czesne, jakie dziś płacą zaoczni. To jest absolutnie wykluczone!
     - Ile mogłoby wynosić?
     - Zakładając, że takie czesne mogłoby stanowić barierę w dostępie do edukacji, operujemy chyba dość fałszywą przesłanką. Wszystkim się wydaje, że student studiów dziennych dzisiaj nic nie płaci. Tymczasem płaci za bardzo wiele rzeczy. A jak miałby do tego dołożyć np. 100 czy 200 zł miesięcznie, to pytanie, czy to od razu ogranicza dostępność? Czy warto na tę okazję uderzać w dramatyczny ton? Nie jestem pewien. Obserwuję dziesiątki studentów zaocznych - fajnych, zdolnych ludzi - którzy stają na głowie, robią rzeczy niezwykłe, by studiować. I są w stanie to robić, bo im na tym zależy. Myślę, że jest to kwestia wyzwolenia w sobie pewnych sił i możliwości.
     - BŚ i EBI argumentują, że obecny system studiów jest niesprawiedliwy, bo na bezpłatne, dzienne studia dostają się zwykle dzieci zamożnych rodzin, bo tylko je stać na elitarne podstawówki i licea, opłacanie szkół językowych i wreszcie korepetycje przed egzaminem wstępnym.
     - Pewnie to jest argument, choć nie do końca przekonywujący. Równie dobrze można powiedzieć, że zwłaszcza wysokie czesne będzie eliminować niezamożnych. Choć to prawda, że obecny system preferuje tych, którzy mają dostęp do dobrych szkół, lepszych nauczycieli i dodatkowych lekcji. Ale myślę, że zawsze byli na uniwersytetach młodzi ludzie z małych miejscowości, bardzo zdeterminowani i bardzo zdolni, którzy wcale z bogatych rodzin nie pochodzą.
     - Czy jest możliwe, by zapis o odpłatności za studia znalazł się - jak chcą BŚ i EBI - w nowej ustawie o szkolnictwie wyższym?
     - Choć każdy ekonomista wykazałby, że jest to sensowne i niekosztowne społecznie, to politycznie jest to nie do zniesienia. Uważam, że ani ta koalicja, ani żadna kolejna jeszcze długo tego tematu nie podejmie. Bardzo niebezpieczna to sytuacja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska