Pożegnanie Mieczysława Droboszewskiego, który przez 31 lat był naczelnikiem, a potem wójtem Sośna, zaczęło się już w domu pogrzebowym.
Od 10.00 policjanci i strażacy kierowali ruchem pod kościołem św. Bartłomieja, ponieważ im bliżej godziny 11.00, tym strumień ludzi z kwiatami był większy.
Samych delegacji było ze sto, a na cmentarzu około tysiąca osób chciało rzucić grudkę ziemi na trumnę wójta Sośna.
Mszę żałobną poprowadził w asyście innych księży z gminy Sośno i parafii Sępólno ks. prałat Andrzej Jaskuła - proboszcz Sośna. Nie szczędził dobrych słow. - Choć poznaliśmy się, gdy był w urzędzie w minionej epoce, on nigdy nie tkwił w tamtych czasach - _zapewniał ks. Jaskuła. - Jako gospodarz parafii już wtedy odczułem, że szef gminy kierował się sercem. I ono nie wytrzymało. Poświęcił się dla sprawy, którą kochał. Spojrzałem na zdjęcie z panem Mieczysławem sprzed kilku lat zrobione podczas wizytacji biskupa. Wtedy zobaczyłem jego zmęczony wzrok i inną energię. Tak skrzętnie ukrywał swoje kłopoty. Jego dzieło zostało wykończone, a on się spalił. _
Następca Leszek Stroiński podkreślał wielkie serce, prawdziwą przyjaźń i uczciwość zmarłego. - Przez dwanaście lat współpracy nigdy nie było scysji, podniesionych głosów - _zapewniał. - To był pełen ciepła szef i taki człowiek , z którym można się było różnić bez kłótni. _
Lucyna Andrysiak, szefowa sejmiku samorządowego przyjechała na pogrzeb z nadanym pośmiertnie medalem "Za zasługi dla województwa kujawsko-pomorskiego", który wręczyła żonie. W imieniu strażaków przemawiali Ryszard Badziński i Maciej Kluczyński, a wójt Lubiewa Michał Skałecki pożegnał kolegę jako reprezentant Związku Gmin Wiejskich i samorządowców powiatu tucholskiego.