https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ojcowie kryzysu

Janina Paradowska
Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu Jarosław Kaczyński tak bardzo obruszył się na Donalda Tuska, gdy ten powiedział, że PiS realizuje politykę Andrzeja Leppera, że zażądał przerwy i zwołania Konwentu Seniorów, co samo w sobie jest wydarzeniem bez precedensu. Gdyby każdy kto poczuje się obrażony słowami płynącymi z sejmowej trybuny żądał konwentu, gremium to musiałoby obradować praktycznie bez przerwy.

Takiej ilości insynuacji, pomówień i kłamstw, jakie obecnie płyną z trybuny jeszcze w Sejmie nie słyszano. Wyjątkowo aktualne stało się powiedzenie Leppera z poprzedniej kadencji: skończył się Wersal. On się rzeczywiście skończył. Język Leppera triumfuje i Donald Tusk ma rację, gdy mówi, że dziś to PiS przejmuje program i hasła Samoobrony, ze słynnym - Balcerowicz musi odejść na czele.
To jest właśnie ta pułapka nadmiernego radykalizmu, w którą wpada Jarosław Kaczyński. Już wydawało mu się, że upolował Giertycha i Leppera, już wydawało się, że skasował ich partie i zrealizuje swoją piękną wizję stworzenia wielkiego ugrupowania prawicowego, które będzie mogło samodzielnie rządzić, a tu proszę musiał wejść na ich pole i zamiast partii konserwatywno - liberalnej pojawia się jakaś hybryda - niby konserwatywna, ale katolicko narodowa, na dodatek jeszcze owładnięta obsesjami i pędem do władzy. To prawda, że PiS nie znosi instytucji niezależnych od siebie, że one mu przeszkadzają w rządzeniu, bo czasem hamują zbyt rewolucyjne zapędy, czasem dopominają się, by nie chodzić na skróty bo prawo obowiązuje. Nawet jeżeli PiS nie chce ograniczenia niezależności banku centralnego (pozbycie się Balcerowicza nie byłoby przecież problemem, jego kadencja za parę miesięcy się kończy i prezydent już szuka następcy), to robi wszystko, by stworzyć przekonanie, że w rzeczywistości tego chce. Takimi metodami jak słynna debata nad wykluczeniem ministra Mecha z posiedzenia Komisji Nadzoru Bankowego, kiedy to za wyjątkową arogancję prezesa NBP uznano fakt, że sprzeciwił się, by wylewano mu kubły pomyj na głowę. Arogantem jest dziś ten, kto nie pozwala się znieważać - to rzeczywiście wyjątkowo nowatorska definicja arogancji. Nawiasem mówiąc nie minęły cztery dni, a okazało się, że to Balcerowicz powoływał się na właściwe przepisy, a nie wicepremier Zyta Gilowska i premier Kazimierz Marcinkiewicz, którzy besztali prezesa NBP i zarzucali mu, że łamie prawo. Całą tę misterną prawną konstrukcję, którą posługiwali się jeszcze tydzień temu członkowie rządu, obalił przecież minister sprawiedliwości - prokurator generalny, który na podstawie wskazanych przez prezesa NBP przepisów przystąpił do postępowania w Komisji Nadzoru Bankowego w charakterze strony. Ma do tego prawo, tak jak prezes NBP miał prawo wykluczyć wiceministra finansów. Może gdyby mieli lepszych doradców prawnych, nie byłoby tej całej awantury, która nie wiedzieć czym się skończy. Wypada jedynie mieć nadzieję, że obywatele nie zapłacą zbyt wysokiej ceny z własnych kieszeni. Kryzys sprokurować w polskiej polityce łatwo, wyjść z niego jest o wiele trudniej.

Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska