Z bliska
Oficjalnie ruszyła kampania wyborcza do władz lokalnych. Operacja ta będzie krótsza (potrwa zaledwie 6 tygodni) i zapewne wzbudzi mniejsze zainteresowanie od wyborów parlamentarnych. Niesłusznie. Ludzie, których 27 października wybierzemy mogą zrobić więcej dobrego (lub złego) dla jakości naszego życia, niż posłowie czy senatorowie.
Coraz słabszą rolę w decyzjach o tym, kto będzie rządził miastem czy gminą odgrywają wielkie partie polityczne. To jest słuszna ewolucja. Mechaniczne przenoszenie poparcia z tych, którzy działają na centralnej scenie politycznej na lokalnych kandydatów jest ucieczką od myślenia i odpowiedzialności.
W wyborach lokalnych polityka i ideologia powinny raczej bawić, niż określać wyborcze preferencje. Jaka może być polityka wobec załatania dziur w jezdniach, czy w sprawie budowy oczyszczalni ścieków? Ktoś te operacje może przeprowadzić szybko i tanio, kto inny sprawy rozbabrze i zostawi następcom. Żadna partia nie zagwarantuje rzetelności i skuteczności lokalnej, bo żadna nie wykazuje tych zalet na skalę krajową. Nie partie więc trzeba wybierać, tylko ludzi, którzy mogą - choć nie muszą - do jakichś partii należeć.
To wymaga jednak pewnego wysiłku. Za chwilę zaczną docierać do nas ulotki z nazwiskami i obietnicami. Z tandetnych plakatów, rozwieszanych w najdziwniejszych i na ogół nielegalnych miejscach nieznani nam ludzie szczerzyć będą do nas zęby w nieszczerych uśmiechach. Ta masa zlewających się ze sobą twarzy, lawina nazwisk, powódź kulawych haseł nie powinny nas odstraszyć od pomyślenia i wybrania. Można też poświęcić godzinkę lub dwie, żeby pójść na spotkanie, zadać pytanie lub zaatakować ripostą.
To nam mają się kandydaci kłaniać i nas wysłuchiwać. Nawet, jeśli to uczynią tylko z udawanym zainteresowaniem. "Wyborca is king", mówiąc językiem piłkarskich kibiców.
Mamy teraz dodatkowy komfort bezpośredniego głosowania na prezydentów miast, burmistrzów i wójtów. Interesujący eksperyment, bo przy potencjalnym konflikcie składu politycznego rady miejskiej z grającym w innych barwach prezydentem mogą polecieć iskry. To też jednak będzie lekcja demokracji.
Dostaliśmy w ręce skuteczny system wyborczy. Mamy duże uprawnienia. Postarajmy się ich nie zmarnować. Teraz jest czas wielkich porządków w najbliższym otoczeniu. Bądźmy w tych dniach twardzi i wymagający, bo potem będzie za późno. Płacimy i mamy prawo, a także obowiązek, wymagać. Im więcej przyciśniemy kandydatów, tym więcej nam później spłacą.
Okazja do porządków
Tadeusz Jacewicz