https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ola, Angola!

TOMASZ MALINOWSKI
- Gol, który strzeliliśmy zaraz na początku spotkania wprowadził w nasze szeregi spokój. Zbyt błogi spokój, bo zrobiło się nieciekawie i musiałem dokonać zmian w ustawieniu - powiedział po meczu w Kolonii Angola - Portugalia Luis Felipe Scolari. Forma, jaką zademonstrowali jego podopieczni, nie przystoi wicemistrzom Europy.

Aleja prowadząca na stadion w Kolonii jest szeroka na 30 metrów. I ma jeszcze jedną zaletę. Na całej jej długości stoją dorodne topole. W niedzielę, choć był już wieczór, słońce nie dawało za wygraną. Tylko rozłożyste gałęzie osłaniały każdy centymetr asfaltu i zielonego trawnika. Dawały ukojenie.

Nauka umbandu

Właśnie w najbardziej zacienionej części deptaka grupa kibiców reprezentacji Angolii rozbiła ruchome obozowisko. Fanki "Czarnych Antylop" przybyły z prowincji Namibe. Wykorzystując iście afrykańską pogodę, w mgnieniu oka, zrzuciły na murawę oryginalne szaty w narodowych barwach. Ktoś wyklaskał rytm, ktoś inny sięgnął do plecaczka po instrument, przypominający najbardziej naszą fujarkę. I zaczęli. Napięcie budowane było stopniowo. Najpierw wolniejsze takty, a potem, szybciej, coraz szybciej. Przy obozowisku zaczęły się zatrzymywać kolejne grupy kibiców z Angolii. Podchodzili także fani z Portugalii, pałaszujący popcorn. Na końcu do zabawy włączyło się trzech puszystych młodzieńców, najpewniej z kontynentu. Do połowy goli, z wymalowanymi głowami i twarzami. Dopiero, gdy stanęli w szeregu, jeden obok drugiego, wszystko było jasne. Każdy miał wymalowane, czarną farbą, dwie litery: AN - GO - LA. Byli Niemcami.

Zabawa, połączona z szybką lekcją kulturoznastwa, nabrała rumieńców. Zaczęliśmy się wszyscy kiwać, klaskać. Na koniec mruczeć coś pod nosem. Nic nie mówiące słowa nie brzmiały, na pewno, po portugalsku. Jeden z kibiców, na moją wyraźną prośbę, napisał na notesie nazwę narzecza. To był język umbandu. Zdecydowanie łatwiej udawało mi się już jednak powtarzać z pozostałymi okrzyk typowo sportowy: "Ola, Angola!". I pewnie można byłoby tak jeszcze przyglądać się rytualnym zabawom, gdyby nie rozpoczynający się lada moment mecz.

Dawid z Golitaem

Okrzyknięto go pojedynkiem Dawida z Goliatem. I spotkaniem z wyraźnym podtekstem politycznym. W przeddzień, na konferencji prasowej, trener "Antylop" Luis de Oliveira Goncalves z tej właśnie przyczyny uderzył w wysokie tony. Mówił: "To prawdziwe zrządzenie losu, że rozpoczynamy mundial meczem z Portugalią. Dla mnie i moich graczy będzie to najważniejsze spotkanie w karierze". I rzeczywiście tak było na boisku, bo piłkarze Angoli, którzy wsławili się już "wysadzeniem" z mundialu Nigerii, nie wyglądali na spłoszonych, wątpiących w swoją wartość. Najpierw 12 tysięcy rodaków ryknęło "Angola avante (Naprzód Angolo!), potem afrykańska drużyna mogła także liczyć na sympatię niemieckiej części widowni.

Kto wie, jak potoczyłyby się losy tego meczu, gdyby nie elementarne braki w szybkości środkowego obrońcy Angoli Lamby, który na przestrzeni 2-3 metrów został za plecami Luisa Figo. "Sęp" Pauleta nie zwykł marnować takich okazji. Szybko zdobyta bramka ustawiła mecz i wprowadziła w szeregi Portugalczyków spokój. Zbyt błogi - jak zauważył Luis Felipe Scolari, brazylijski trener Portugalczyków, na pomeczowej konferencji. Znów bowiem sektory z kibicami z Angoli, wspierane przez miejscowych, krzyknęły kilkakrotnie: Ola, Angola!, by zespołowi nie zabrakło wiary. Niepotrzebnie; ten grał bowiem, co zaświadczają zresztą meczowe statystyki, nie tylko aby przetrwać. Aby wygrać i być sprawcą największej sensacji tych mistrzostw. Jeden z dwójki białych "Antylop" - Paulo Figueiredo nie ustępował wiele w środku pola Figo. Zaś Akwa dostarczył paru dowodów, że szefowie katarskiego klubu Al-Wakra, wykupując go jakiś czas temu z Benfiki, zrobili złoty interes.

Niewiele doprawdy brakowało, by w starciu Dawida z Goliatem to faworyci schodzili do szatni ze spuszczonymi głowami. Taka forma wicemistrzom Europy nie przystoi.

Ola, Angola!

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska