https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Osaczona

Adam Willma
Wyobraź sobie, że jesteś sarną. Myśliwy już ją wytropił, ale zanim odda strzał, sarnę dopadnie sfora psów. Wyobraź sobie, że dokładnie tak samo czują się tysiące ludzi w drodze do pracy.

     - Hasło "mobbing" pochodzi z biologii. Chodzi o rodzaj ataku, jaki stosują małe zwierzęta w stosunku do dużych - mówi Barbara Grabowska. W zakładzie pracy jest podobnie, chociaż tu czeka na ciebie nie głodny zwierz, ale psychopata, któremu znęcanie się psychiczne sprawia przyjemność. Mobber będzie cię niszczył powoli, ale konsekwentnie. Wykorzysta do tego sforę swoich psów, bo 90 procent ludzi przyłącza się do oprawcy. Zanim ofiara straci pracę, zniszczy się sama.
     Ale od początku.
     
Po przejściu na emeryturę Krystyna Grabowska umyśliła sobie sielski scenariusz: pisanie opowiadań i wierszy, porządki w ogródku, czytanie książek. Miało być spokojnie miło i sielsko. To był czas, który przeznaczyli z mężem dla siebie i wnuków.
     Przed polowaniem
     
Przenieśli się z Gdańska do domu w malowniczej Brodnicy Dolnej w samym sercu Kaszub. Letnisko rychło zamieniło się w docelową przystań. Ale Grabowska ma w sobie zmienianie świata: wkurzało ją, że duża turystyczna wieś nie jest sołectwem. Zjednoczyła mieszkańców, wywalczyli swoje. Niemal jednogłośnie ludzie powierzyli jej sołtysowanie. - Byłam zdumiona, bo Kaszubi słyną z nieufności do obcych, a ja przecież byłam przyjezdna.
     Sołtysowała ze swadą. Docenił to burmistrz Kartuz, którzy powierzył jej szefowanie w Domu Pomocy Społecznej. Dał jej wolną rękę w urządzeniu ośrodka, który rychło stał się wizytówką miasta. Cmokali nad nim oficjele, zachwycały się delegacje z Europy. Grabowską okrzyknięto "Człowiekiem Regionu". Było dobrze i na zdrowy rozum mogło być już tylko lepiej.
     W 1998 roku doszło do zmiany na fotelu burmistrza Kartuz. Kiedy nowy burmistrz zaprezentował swój program, w Grabowskiej się zakotłowało: - Wykreślono wszystkie inwestycje dotyczące Brodnicy Dolnej. W planach znalazły się przedsięwzięcia niemal wyłącznie w tych miejscowościach, z których pochodzili członkowie zarządu. Na znak protestu publicznie podała się do dymisji z sołtysowania. Burmistrz się wściekł.
     Dalej wszystko odbywało się tak, jakby niewidzialny Demiurg chciał przykładem Grabowskiej zilustrować socjologiczne podręczniki. Rozdział: mobbing.
     Niby nic...
     
Dom Pomocy, podlegający dotąd bezpośrednio burmistrzowi, podporządkowano Gminnemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej, którego szefem został młody nauczyciel geografii. Ten zaczął grzebać w papierach Grabowskiej: podważać decyzję komisji lekarskiej o rencie. Wydzwaniał do szkoły, w której Grabowska przepracowała 20 lat, żeby potwierdzić to, co było napisane w papierach. Niby drobiazg, bo niczego się nie doszukał, ale brak zaufania boli.
     Prawdziwy początek kampanii zaczął się w Dniu Pracownika Socjalnego. Nagrody otrzymali wszyscy. Oprócz szefowej. Ludzie zaczęli szemrać za plecami - widać musiała mocno nabroić, jeśli tak ją ukarali.
     Nadszedł ten moment, kiedy stres w pracy przenosi się na dom. Niby nic, ale człowiek łapie się na tym, że cały czas myśli o pracy. Boi się, że podłożą mu świnię.
     Piętno
     
Nieszczęścia chodzą parami. Pech chciał, że Grabowska upadła na schodach, złamała sobie rękę i obojczyk. Gdy po kilku miesiącach wróciła ze zwolnienia, dowiedziała się, że w Domu Pomocy właśnie zaczyna się inwentaryzacja. Panie siedziały i liczyły. Kiedy przedstawiły listę braków, Grabowska sądziła, że źle słyszy.
     - Brakowało tylu rzeczy, że naprawdę się podłamałam. Chociaż nie było mnie pół roku, to jednak odpowiedzialność spadała na mnie. Tymczasem w miasto już poszło hasło o "przekrętach Grabowskiej".
     Usiadła nad księgami inwentaryzacyjnymi, miesiąc badała słupek po słupku. Urzędniczki, z którymi do tej pory była w przyjacielskich stosunkach, nie zaproponowały Grabowskiej nawet herbaty. Była trędowata.
     Z mozołem "odkręcała braki" w protokole: - Choinka, której panie nie zauważyły stała przed budynkiem, regał, który miałam sobie przywłaszczyć, okazał się plastikową półeczką, telewizor Sanyo okazał się telewizorem Sony tylko dlatego, że w sklepie mylnie wpisano nazwę na fakturze, "suszarki do prania metalu" rzeczywiście nie było, była metalowa suszarka do prania.
     Sytem nerwowy zaczynał pękać. Grabowska dowiedziała się, co znaczą problemy z ciśnieniem.
     Odstrzał
     
Ale tego było mało. Kiedy przyjechała delegacja z Danii, do prezentacji Domu Pomocy wyznaczono podwładną Grabowskej. - Ja zostałam wyproszona z sali, mój kierownik zrugał mnie, że rozmawiam z Duńczykami po angielsku. Zostałam pouczona, że mam się porozumiewać wyłącznie przez tłumacza. Zapewne dlatego, że mój szef nie znał tego języka - wspomina Grabowska. - W końcu zaczęłam się borykać z myślami, że może ze mną jest coś nie tak. Że może minęły moje czasy. Pewnie uwierzyłabym w to, gdyby nie gazeta.
     W jednej z gazet przeczytała o terrorze psychicznym w pracy. Wyczytała dziwne słowo: mobbing. I nagle wszystko zaczęło się układać. - To, że nie jestem wariatką, ale ofiarą psychicznego terroryzmu, było dla mnie wielkim odkryciem.
     Pojechała do Bardzo Ważnego Urzędnika. Opowiedziała o wszystkim. Urzędnik na to: - Tak, to się kwalifikuje do sądu pracy. Proszę przyjechać w przyszłym tygodniu, zaczniemy działać. Przyjechała: - Przepraszam, ale tu się nie da nic zrobić. Ci panowie są z AWS. Przepraszam.
     Gubienie pościgu
     
Postanowiła zrezygnować z pracy, ale nie udało się. Zanim złożyła wypowiedzenie, wezwano ją na dywanik. Zwolniono za "podważanie autorytetu pracodawcy". Nie miała już siły się procesować. Nawet trochę jej ulżyło, tym bardziej że burmistrz, który zamienił życie Grabowskiej w piekło, rychło sam w atmosferze skandalu musiał pożegnać się z posadą.
     Od tej chwili Grabowską całkowicie pochłonęło zjawisko mobbingu. Grzebała w Internecie, ściągała dostępną literaturę.
     Dr Krystyna Kmiecik-Baran, która jako socjolog zajmuje się mobbingiem: - Pamiętam, że w tamtym czasie pani Krystyna miała typowe objawy dla ludzi dotkniętych mobbingiem. Lepiej od innych potrafiła jednak poradzić sobie z depresją. Im lepiej poznawała zasady rządzące mobbingiem, tym łatwiej radziła sobie z jego skutkami.
     Polowanie na myśliwego
     
Grabowska założyła w Gdańsku Klub Antymobbingowy. Listonosz uginał się pod ciężarem torby z listami, kiedy ludzie znaleźli adres w mediach. Mąż Krystyny wciągnął się w sprawę. Odebrał już z tysiąc telefonów od ofiar mobbingu z całej Polski: - To jest pasjonujące zadanie. Czuję jak pomaga im sama rozmowa.
     Zadzwoniła lekarka z Sosnowca, którą przełożony zniszczył, aby obsadzić jej gabinet znajomą. Napisała urzędniczka z Bydgoszczy, która wskutek prześladowania w pracy na psychoterapeutę wydaje niemal wszystkie swoje dochody, zadzwoniła księgowa z Torunia, która nie może pogodzić się z niszczeniem pracowników przez własnego szefa, napisał referent z Częstochowy prześladowany za to, że odmawia podpisania się pod przekrętami przełożonych. Dom Grabowskiej zamienił się w wielkie biuro. W sądzie jest już wniosek o rejestrację Stowarzyszenia Antymobbingowego.
     - Chcemy tworzyć punkty konsultacyjne w całym kraju, będziemy zbierać podpisy na rzecz uchwalenia ustawy antymobbingowej, będziemy szkolić mediatorów i doradców w sprawie mobbingu. Najważniejsze, żeby ludzie wiedzieli, że z terrorem można wygrać - mówi Grabowska. - Mobberzy omijają ludzi, którzy potrafią się bronić, za którymi stoi jakaś organizacja. Więc my będziemy za tymi ludźmi stali.**
     

  • Stowarzyszenie Antymobbingowe Barbary Grabowskiej, ul. Rajska 6/112, 80-850 Gdańsk, tel. 0 (prefiks+ 58) 684 52 19, (dom) 552 22 70, (kontakt), (605) 744 746 (komórkowy). Dyżury we wtorki od 15.00 do 17.30 pod numerem 0 (prefiks+58) 301 98 91
         

  • emisja bez ograniczeń wiekowych
    Wideo

    Biznes

    Polecane oferty
    * Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
    Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska