Śliwki z Brazylii, pomidory szklarniowe z Maroka, cebula i ziemniaki z Holandii, pietruszka z Włoch, kapusta pekińska z Niemiec - to wszystko możemy kupić w kujawsko-pomorskich marketach. Przyzwyczailiśmy się do tego, że przez cały rok mamy dostęp do warzyw i owoców, nawet jeśli w Polsce jest zima i na większość z nich nie ma sezonu.
Zdaniem Xaviera Bayle, ekologicznego rolnika z Torunia, który pochodzi z Hiszpanii, to luksus: - Jeszcze 40 lat temu było oczywiste, że jadło się tylko to, co rosło w sezonie. I tak było zdrowiej i ekologicznej.
Jabłko droższe od banana
Teraz, gdy sieć dróg i autostrad oplotła planetę, sprowadzanie żywności z jej odległych zakątków nie jest już dużym problemem. - Ale jak to możliwe, że kilogram jabłek kosztuje 2 zł, a bananów lub pomarańczy 1,5 zł? - pyta Xavier Bayle. I tłumaczy to tym, że kraje skąd pochodzą te produkty, dopłacają do eksportu. Ceny, które proponują zagraniczni dostawcy są więc dumpingowe.
Nic dziwnego, że znalezienie polskiego czosnku graniczy z cudem. Na sklepowych półkach króluje ten z Chin. Polscy producenci nie wytrzymali cenowej konkurencji. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku producentów pomidorów i wielu innych warzyw i owoców.
Xavier Byle dodaje, że np. hiszpańskie płody rolne są tak tanie z jeszcze innego powodu. - Na południu kraju, produkuje je tania siła robocza, często nielegalna i w nieetycznych warunkach - mówi rolnik. - I stosuje się masę nawozów chemicznych by wyprodukować jak najwięcej i jak najszybciej.
Okazuje się jednak, że producenci i przetwórcy żywności coraz częściej doceniają walory produktów pochodzących z lokalnego rynku. - Polityka naszej firmy jest taka, by wspierać producentów z najbliższej okolicy - mówi Jarosław Szczepanowski, rzecznik prasowy Toruń-Pacific. - To się opłaca. Wraz z nami rozwijają się lokalni producenci i usługodawcy. Tworzy się pozytywny klimat wokół firmy, a to wpływa na odbiór naszej marki.
Z ziemi czeskiej do polskiej
Choć przyznaje, że firma sprowadza towar także z różnych stron świata. - Na przykład kukurydzę z Argentyny. Próbowaliśmy pozyskać odpowiednie ziarno w Polsce i nie udało się. Nie nadaje się do produkcji wszystkich rodzajów płatków, bo u nas jest za małe nasłonecznienie - wyjaśnia Jarosław Szczepanowski.
A jeszcze kilka lat temu cukier sprowadzali z Czech. - Był znacznie tańszy niż ten z polskich cukrowni - mówi rzecznik prasowy Toruń-Pacific. - Dziś ceny się wyrównały i mamy polskich dostawców.
Z kolei mąkę kukurydzianą firma sprowadzała z Europy Południowej. Była lepszej jakości. Ale, gdy porozumiała się z dostawcami z kraju i zagwarantowała im odbiór dużej partii towaru - parametry tej krajowej się poprawiły. I teraz mąka pokonuje znacznie mniej kilometrów, by trafić do fabryki płatków.
Podobnie jest w przypadku innych dużych przetwórców z regionu. - Do produkcji wykorzystujemy tylko polskie surowce - informuje Wiesława Feistner, dyrektor Unamel z Unisławia. - Sprowadzamy je z całego kraju, ale głównie z Pomorza i Kujaw.
W ciągu roku Unamel kupuje ponad tysiąc ton warzyw i owoców. W sezonie jesienno-zimowym - przede wszystkim marchew i buraki. I przetwarza je na mieszanki warzywne, ogórki konserwowe, jabłka prażone z cynamonem, powidła.
- Kupujemy ok. 10 tys. ton warzyw w ciągu roku - mówi Piotr Kamecki, kierownik zakładu d'aucy w Dąbrowie Chełmińskiej. - W przeważającej mierze od kujawsko-pomorskich rolników.
Na przykład od tych, produkujących w Brukach k. Unisławia. - Tam są świetne ziemie i pozyskujemy bardzo dobry surowiec - dodaje Kamecki.