Na trop nieuczciwych biznesmenów wpadli policjanci z sekcji do spraw walki z przestępczością gospodarczą słupskiej policji. Zaczęło się od doniesienia, że część autobusów przewoźnika zamiast na ropie jeździ na oleju opałowym. W trakcie śledztwa na jaw wyszło o wiele więcej przekrętów.
Zaczęło się od pospolitej - jak się wtedy wydawało - kradzieży małych kas fiskalnych, jakimi posługują się kasjerki w podmiejskich autobusach. W lutym 2003 roku właściciel firmy spod Ustki zgłosił policji, że zginęło ich aż pięć. Złodzieje mieli je ukraść z prywatnego mercedesa. Do samochodu weszli, bo mieli dopasowane kluczyki. - Dopiero w śledztwie wyszło na jaw, że kasy już następnego dnia pracowały, a kradzież była tylko na niby - mówi podinspektor Roman Dobak. - Dzięki nim kasjerki wystawiały bilety, a pieniądze kasowane od pasażerów nie były księgowane. Według policji od lutego 2003 roku firma sprzedała bilety o wartości półtora miliona złotych. Od tych pieniędzy nie odprowadzała podatku. Lewych kas używano przede wszystkim na kursach wyjątkowo obłożonych oraz w dni wolne.
Więcej w papierowym wydaniu "Głosu Pomorza" i elektronicznym wydaniu e-paper.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?