https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pepi, czyli siabadabada

Adam Willma
- Kultowym dziełem bym go nie nazwał.
- Kultowym dziełem bym go nie nazwał.
W filmie Piwowskiego Eugeniusz Gajewski z Włocławka zagrał zaledwie epizodyczną rolę, ale pamiętają go wszyscy. Bo epizod z "piosenką zaangażowaną" był jednym z największych prztyczków w nochal peerelowskiej cenzury.

     Na dobrą sprawę zagrał samego siebie - wodzireja, kaowca, instruktora od kultury. Zasiada w komisji konkursowej i śpiewa piosenkę zaangażowaną, jest instruktorem tańca. Mówili na niego Pepi, postać charakterystyczna: postawny, o kruczoczarnych włosach, z wielkimi bokobrodami. Trudno uwierzyć, że miał wówczas zaledwie 24 lata.
     Dzieje się w Grecji
     PEPI
(Eugeniusz Gajewski), INSTRUKTOR KO (Stanisław Tym): Morza szum, ptaków śpiew / Złota plaża pośród drzew / Wszystko to w letnie dni / Przypomina ciebie mi / Przypomina ciebie mi / Siabadabada...
     INSTRUKTOR KO: Ale zaraz zaraz... Ale ta piosenka... Ładnie ładnie, ale zaangażowaną piosenkę mieliśmy... pan miał śpiewać, a ja tu się dałem wciągnąć w takie... wie pan.
     PEPI: No jak to? To jest zaangażowana piosenka. No tak.
     INSTRUKTOR KO: Jak to?
     PEPI: No bo tą piosenkę trzeba poprzeć jakimś wstępem... No, że dzieje się w Grecji czy to w Portugalii.
     INSTRUKTOR KO: Tak?
     PEPI: - Gdzie, niestety, nie ma mowy o miłości.
     INSTRUKTOR KO: Ano tak. Nie. Nie. Nie...
     PEPI: -Tam nie ma teraz miejsca na miłość.
     INSTRUKTOR KO: Nie. Nie. Nie. To ja wiem. Nie. Nie. Oczywiście. Nie, to w porządku. Przy tym wstępie tak. Tak. Tylko trzeba ten wstęp. W porządku.
     PEPI: No tak.
     INSTRUKTOR KO: Tak. Tak. Oczywiście. Bardzo dobrze. Bardzo dobrze.
     PEPI, INSTRUKTOR KO: Siabadabada... / Morza szum, ptaków śpiew / Złota plaża pośród drzew / Wszystko to w letnie dni / Przypomina ciebie mi / Przypomina ciebie mi

"Rejs" trwa: Eugeniusz Gajewski (w środku).

     ***
     Ta nietypowa uroda, to nie jedyny nietypowy akcent w pokręconej biografii Eugeniusza Gajewskiego. Matka, urodzona w Leningradzie zastała wywieziona na roboty do Niemiec, tam się zakochała w Ignacym Gajewskim, rodem z Aleksadrowa Kujawskiego. Kilka miesięcy po tym, jak się poznali wybuch w fabryce pozbawił Ignacego wzroku. Eugeniusz urodził się na wsi Schwerte opodal Dortmundu dokładnie 1 stycznia 1945 roku.
     - Mama rozpoczęła pracę w Polsce, dostała polskie dokumenty. Ale mnie w tych dokumentach nikt nie uwzględnił. Więc do 18 roku życia nie miałem żadnego obywatelstwa. Kiedy już osiągnąłem pełnoletność, zanim przyznano mi obywatelstwo polskie, musiałem zrzec się obywatelstwa radzieckiego i niemieckiego, chociaż nigdy takowych nie posiadałem - wspomina Gajewski.
     Wszędzie pełno Forsy
     
Niewielkie, skromnie urządzone mieszkanko w centrum Włocławka (inaczej się nie da za 600 złotych renty) zdobi kilka niezłej klasy obrazów i portret właściciela (- Pamiątki z Gruzji. Mój daleki kuzyn w Baku jest profesorem sztuk). Główną ozdobą jest jednak poczciwy owczarek belgijski o imieniu Forsa. - Mogę przynajmniej powiedzieć, że z Forsą nie mam problemów. Wszędzie jej pełno.
     Wraz z Marylą Rodowicz występował w dziecięcym zespole teatralnym Marii Kotowskiej, a później grał na tubie w big-bitowej grupie Sępy działającej przy domu kultury "Celuloza". To były czasy, w których największym idolem był Janusz Gniatkowski, "Czerwone Gitary" dopiero rozpoczynały karierę.
     W wieku 14 lat wsiadł z kolegami w pociąg jadący na Śląsk. Skończył szkołę górniczą, ale do kopalni go nie ciągnęło. Flirtował ze sztuką, zagrał w kilkudziesięciu słuchowiskach radiowych i w dwóch spektaklach Teatru Telewizji (- Grałem czarne charaktery, matka nie mogła mi tego wybaczyć, przez cały rok się przez to do mnie nie odzywała).
     Ale najbardziej lubił konferansjerkę, prowadził imprezy w klubie Kujawiak: - Różne rzeczy się robiło, żyłem od imprezy do imprezy. Pamiętam, że organizowaliśmy wówczas "Rytmiczne spotkania". Puszczaliśmy różne piosenki i pozwalaliśmy ludziom przy nich tańczyć. Później zaczęli na to mówić "dyskoteka". Więc chyba byłem jednym z prekursorów dyskotek.
     Drugie życie spawacza
     
Jako konferansjer wystąpił w średniometrażowym filmie Marka Piwowskiego "Szesnaście mieć lat". Właściwie to konferansjerem był po godzinach, bo zawodowo pracował jako spawacz (- Nie miałem pojęcia o spawaniu, ale na filmie musiałem wystąpić w tej roli. Pamiętam, że jak przyłożyłem tę diodę, to za nic nie mogłem jej później oderwać). Zamysł była taki, że Gienek będzie prowadził "fajfy" dla młodzieży, niby z konkursem wiedzy o Włocławku.
     - I weźmy na przykład pytanie o ruch komunistyczny we Włocławku. Marek to zilustrował to po swojemu, przewrotnie. Na przykład pokazał tych weteranów ruchu na ich spotkaniu, stamtąd robił najazd na pomnik Marchlewskiego, a z pomnika Marchlewskiego - na katedrę, do której spieszyli na mszę ci sami weterani ruchu komunistycznego.
     Film natychmiast trafił na półkę. Nie wiadomo, co się z nim dzieje.
     Któregoś dnia Piwowski zadzwonił do Genka: - Przyjeżdżaj do Gdańska. Kręcę "Rejs".
     W Gdańsku był casting. Później cała ekipa w oczekiwaniu na zdjęcia wygrzewała się na plaży w Sopocie. Wygrzewali się też, ale bardziej przy alkoholowych procentach, niż na słońcu, Zdzisław Maklakiewicz i Jan Himilsbach, sławna filmowa para, a z nimi Gajewski.
     Po co ja kłułem te dziewczyny
     
Z Gdańska towarzystwo zjechało do Torunia, gdzie kręcono pierwsze zdjęcia. - Ja do Torunia nie pojechałem, bo mi się nie chciało, obiecałem Markowi, że na pokład wejdę we Włocławku i tak się stało - mówi Eugeniusz Gajewski. - No więc wypłynęliśmy w kierunku Płocka. Atmosfera trochę sztywnawa. Już pod tamą we Włocławku osiedliśmy na mieliźnie. Pływaliśmy między Płockiem a Murzynowem, bo tam była cisza i można było kręcić setki (ujęcia, do których nie trzeba później podkładać głosu - AW).
     Eugeniusz Gajewski zasępia się, marszczy brwi. - Wie pan, ja do tego wszystkiego wracam niechętnie, bo cholera mnie bierze, kiedy sobie pomyślę, co z tego filmu zostało. Przez te cięcia został z niego jedynie strzęp dobrego kina. Weźmy scenę z "głupim kaowcem" - toż to była cała rozbudowana intryga. Cenzura zniszczyła setki metrów taśmy. Ja już nawet nie pamiętam, co miały wnosić takie różne sceny. Weźmy kawałek z kołem ratunkowym. Pierwotnie w kole umieszczony był mój portret, do dziś nie wiem dlaczego. Kiedyś znowu wysadzili nas na jakąś łachę. Szliśmy z Doboszem i Himilsbachem, tego też nie ma w filmie. Później miałem kłuć dziewczyny szpilką w pośladki, to znaczy niby szczypać, ale Marek wymyślił, że szpilka da lepszy efekt. Nic z tej sceny nie ocalało. Nawet nie wiem, po co kłułem te dziewczyny?
     Jak to z biustem było
     
Genek Gajewski był jednym z nielicznych, którzy mieli okazję obejrzeć nagą scenę z Jolantą Lothe. Ta ostatnia była wówczas największą seksbombą polskiego kina, nic więc dziwnego, że scena do dziś budzi żywe zainteresowanie nie tylko badaczy "Rejsu". Miało to wyglądać następująco: piękna Jolanta Lothe wbiega na pokład wprost z kąpieli na wieść, że ściga ją na lądzie samochodem narzeczony. Tym narzeczonym był podobno Wojciech Pokora (w filmie występuje tylko w jednej króciutkiej scenie w grupie statystów).
     - Na własne oczy tego biustu nie widziałem, bo rzecz działa się na górnym pokładzie, a my z Maklakiewiczem i Jankiem Himilsbachem mieliśmy swoje zajęcia - zastrzega Gajewski. - Ale widziałem w kinie, w Płocku. Bo w Płocku Marek i część ekipy, oglądała wszystkie wywoływane na bieżąco nagrane kawałki. Ponieważ żyłem z Markiem na przyjacielskiej stopie, więc na przeglądy też miałem wstęp. Jolce Lothe ta jedna scena spieprzyła cała karierę, bo najpierw podpisała, że godzi się na "gołe zdjęcia", a później się z tego wycofała i zażądała ich wycofania. Było z tym sporo problemów, bo konieczne były dokrętki, więc inni reżyserzy zaczęli bojkotować Jolkę. Szkoda, bo dziewczyna była zdolna, a nie zagrała już później w żadnym innym filmie.
     W sprawie sceny z biustem zwróciła się do komisji kolaudacyjnej sama Jolanta Lothe. Jej pismo zrelacjonował komisji "Reżyser Bohdziewicz": "Mam jeszcze jeden problem, który polega na tym, że w na początku filmu oglądamy spory biust pani Jolanty Lothe, która w tekście miała rolę prowadzącą. Jednak po przeprowadzeniu różnych zabiegów w tekście rola pani Lothe wypadła i właściwie pozostało jej przejście przez scenę. Pani Lothe napisała do nas list z prośbą, abyśmy wywarli nacisk na reżysera, ażeby wyrzucił scenę z jej biustem, która to scena przynosi jej moralną krzywdę, jako aktorce, bo naturalnie zgodziła się na te zdjęcia tylko dlatego, że miała w filmie kreować określoną rolę. (....) Stawiam konkretny wniosek, ażeby ten kadr z biustem pani Lothe wyrzucić".
     Gajewski: - Szkoda, że ta scena wypadła, bo biust był naprawdę imponujący.
     "Rejs" kończył się w jesiennych chłodach. Przy kilku scenach trzeba było, by aktorzy musieli wkładać do ust kostki lodu, żeby nie widać było pary. - Na pożegnanie Marek nie mógł kupić żadnego przyzwoitego alkoholu, więc przyniósł jałowcówkę. Co to było za świństwo, strasznie żeśmy tę jałowcówkę odchorowali - wzdryga się Gajewski.
     Na "Rejs" poszedł z kolegami do kina "Polonia" we Włocławku. Jedni pękali ze śmiechu, inni mówili, że to dziadostwo. Genio też nie był zachwycony.
     Nie chodzę na polskie filmy
     
Genio zagrał jeszcze członka komisji zatrudniającej pracowników w "Trzeba zabić tę miłość" Morgensterna i pożegnał się z filmem, ale nie z estradą. Założył cygański zespół Czarne Perły, później współpracował z Romą, reżyserował Ogólnopolskie Festiwale Piosenki Strażackiej w Ciechocinku, był dyrektorem domów kultury, prowadził zajęcia teatralne (jako instruktor kategorii S): - Wesoło przepękałem życie.
     Z tej wesołości nie zdążył nawet się ożenić. Owszem, bywały różne kobiety, ale jako jednonocne znajomości, jak to w świecie estrady.
     Przed sześcioma laty zauważył rankę na stopie. Zaawansowana cukrzyca, lekarze musieli amputować całą nogę. Okupił to depresją. Kto wie, jakby się skończyło, gdyby nie igła i nici. Zupełny przypadek - gdzieś w szpargałach znalazł książeczkę do nauki haftu.
     Z kredensu wyciąga obrus haftowany w piękne wielobarwne kwiaty. Rok pracy. Takich obrusów Gajewski wyhaftowałby pewnie jeszcze z pół tuzina, gdyby nie telefon od znajomego dyrektora liceum.
     - Odżyłem. Prowadzę zajęcia teatralne z młodzieżą, jeżdżę do Mielnicy na warsztaty z niepełnosprawnymi. Właśnie przygotowaliśmy "Bal w operze", niebawem będzie "Lekcja" Ionesco - _ożywia się Gajewski. - A film? Na polskie filmy nie chodzę. Szkoda czasu, poszedłem na "Ogniem i mieczem" i wyszedłem zażenowany. Owszem, czasem wracam pamięcią, na przykład do sceny z kieliszkami w "Popiele i diamencie". "Rejsu "? Czy ja wiem, kultowym dziełem bym go nie nazwał..
     Odzywa się telefon.
     
- Oglądacie "Rejs "? Czy to ja jestem ten facet? Tak, ten facet z "Rejsu" to ja..._

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska