Wniosek o ukaranie mieszkanki Radzynia Chełmińskiego został już przez policjantów przekazany do sądu. - Rozstrzygnięcie jeszcze nie nastąpiło - mówi Michał Mądzielewski, kierownik posterunku policji w Radzyniu.
Burmistrz Krzysztof Chodubski przyznaje: - Słyszałem o tym, że sprawa trafiła do sądu, ale nie znam szczegółów. Jeśli się okaże, że właścicielka psa jest majętna, to być może będziemy się od niej domagać odszkodowania. W końcu kangury były własnością samorządu.
Czytaj: Trzy torbacze nie żyją. Czwarty uciekł. Kangury-miniatury nie wrócą do Radzynia [wideo]
Po nitce do kłębka
Dwa martwe torbacze, samca-albinosa i szarą samicę, znaleziono pod koniec ubiegłego roku niedaleko ich zagrody znajdującej się w radzyńskim parku. "Pomorska" o tym informowała. To jak doszło do śmierci kangurów zarejestrowała kamera.
Zaczęło się od tego, że wzdłuż ogrodzenia obejścia kangurów zaczęły biegać dwa psy: duży i mały, wywołując tę samą reakcję u torbaczy, To bardzo wrażliwe na stres zwierzęta, więc...- Zaczęły w amoku uderzać o ogrodzenie - dodaje kierownik posterunku policji w Radzyniu
W końcu jeden z psów przez uszkodzoną siatkę dostał się do środka zagrody i wypłoszył stamtąd kangury, które ostatecznie najprawdopodobniej nie wytrzymały związanego z ucieczką stresu. Na podstawie nagrania z monitoringu mundurowym udało się ustalić właścicielkę większego z psów.
- To również dla niej trudna sytuacja - przekonuje Michał Mądzielewski. - Celowo swojego psa bowiem nie wypuściła.
Przygoda z kangurami zakończyła się fatalnie
Te zwierzęta do Radzynia zostały sprowadzone jesienią ubiegłego. Emocje zaczęły wywoływać przed wyborami, kiedy padł pierwszy torbacz.
- To wina burmistrza, bo obejście zostało źle przygotowane - twierdziła część mieszkańców. Burmistrz wówczas odpowiadał, że zagroda była dobrze zabezpieczona.
Ostateczny efekt całej historii jest taki: - Kangury już do nas nie wrócą, bo dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. W ich miejsce pojawią się m.in. ptaki - mówi burmistrz.