
Andrzej i Piotr Prabuccy. Piłkarz zawsze podkreślał, jak bardzo liczył się ze zdaniem ojca
(fot. Jan Szczutkowski)
Miałem 10 lat, kiedy ojciec (Andrzej Prabucki to długoletni działacz i prezes inowroclawskiej Goplanii, działający w tym klubie nieprzerwanie od 1968 roku - przyp. autora) zabrał mnie na stadion przy ulicy Orłowskiej. Na bocznym boisku kopałem piłkę, strzelałem do bramki, a także obserwowałem trenujących zawodników, grających w III lidze - mówi Piotr Prabucki.
Sytuacja była nieco wymuszona, jeśli chodzi o pierwszy kontakt Piotrka ze sportem. Otóż Bożena Prabucka po urodzeniu drugiego syna miała dużo obowiązków. To na nią spadł główny ciężar prowadzenia domu i wychowania dzieci. Na męża nie mogła liczyć, bo po pracy w znanej nie tylko w Inowrocławiu fabryce guzików "Igal", sporo czasu poświęcał działalności sportowej. Mówiono żartem , że klub stał się drugą żoną pana Andrzeja. Dlatego, gdy najstarsza latorośl Prabuckich podrosła, była zabierana przez ojca na stadion.
W kadrze młodzieżowej

Rok 1995. Piotr Prabucki w towarzystwie legendarnego trenera Kazimierza Górskiego, wówczas prezesa PZPN, podczas odbioru "Złotej piłki" w plebiscycie na najlepszego piłkarza Wielkopolski.
(fot. archwium)
Po upływie kilkunastu miesięcy Piotrek trafił do zespołu trampkarzy, w którym treningi prowadził Jerzy Milewski. Później zaś zasilał kolejne kategorie wiekowe. Atuty w grze: waleczność, szybkość i umiejętność zdobywania bramek, zadecydowały o powołaniu do kadry narodowej - najpierw do lat 16, później zaś do lat 17,18 i młodzieżowej. W zespołach narodowych rozegrał kilkadziesiąt meczów, m.in. w Szwecji, Korei Północnej, Malezji i ówczesnym Związku Radzieckim. Podkreśla, że ojcu zawdzięcza najwięcej - wykształcenie charakteru i wytrwałości, ukształtowanie go jako piłkarza.
Gra w macierzystym klubie jednak nie trwała długo. Nie mogło być inaczej, bo pierwszoligowe drużyny wyławiały talenty, oferowały też lepsze warunki szkoleniowe i bytowe. W 1987 r., po zdaniu matury w I Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Kasprowicza, Piotr Prabucki, mając niespełna 19 lat, został zawodnikiem I-ligowej Lechii Gdańsk. W jej barwach rozegrał 28 meczów. Pobytu na Wybrzeżu jednak nie wspomina najlepiej. - Brakowało dobrej atmosfery, za dużo było przyjezdnych piłkarzy. Gdy Lechia spadła do II ligi, nadeszła propozycja z Jagiellonii. - Do Białegostoku trafiłem w ramach wypożyczenia. Zacząłem strzelać bramki, m.in. w sezonie 1989/1990 zwyciężyliśmy Zawiszę 2:0. Wpisałem się wówczas na listę strzelców, pokonując Andrzeja Brończyka, także wychowanka Goplanii - mówi Piotr Prabucki.
Kontuzja i operacja
Po zakończeniu sezonu - zgodnie z umową - powrócił do Gdańska. Jednak już nie zagrał w Lechii. Klub zdecydował się na transfer do GKS Katowice. Trener Orest Lenczyk mocno stawiał na inowrocławianina. I nie zawiódł się. Często zdobywał gole, m.in. jesienią 1990 r. trzykrotnie zmusił do kapitulacji bramkarza Zagłębia Sosnowiec. GKS wygrał to spotkanie 3:0. Później było mniej powodów do zadowolenia. W maju 1991 r., w ostatniej minucie zawodów ligowych ze Stalą Mielec, Prabucki doznał kontuzji. Po upadku skręcił staw kolanowy.
- Od tego czasu ćwiczyłem tylko na 50 procent. Twierdzono, że mam trenować, a wówczas noga wróci do sprawności. Niektórzy podejrzewali mnie nawet o symulowanie. Taka opinia bardzo mnie bolała - w moim interesie było przecież granie i strzelanie bramek - wspomina piłkarz.
Po blokadzie kolana nastąpiła krótka poprawa. Ale noga nadal dokuczała zawodnikowi. Życie czasem daje nam kopa. I w przypadku wychowanka Goplanii sprawdziło się. Podczas kolejnego treningu uszkodził łękotkę. W szpitalu w Piekarach Śląskich dokonano operacji. Po takim zabiegu zawodnik powinien wrócić na boisko po kilku tygodniach. Tymczasem mijały miesiące, a sprawność nie powróciła. - Po rozmowie z prezesem GKS Marianem Dziurowiczem, z udziałem ojca, uzgodniliśmy, że diagnozy mojej niesprawności fizycznej będziemy szukać w Warszawie. Po badaniach, przeprowadzonych przez doktora Jerzego Moskwę, okazało się, że mam dwa zerwane wiązadła - kontynuuje pan Piotr.
Po operacji i rehabilitacji zakończył karierę sportową na Śląsku. Ani trener Alojzy Łysko, ani austriacki szkoleniowiec Adolf Blutsch, nie dawali szansy gry. Stawiali na innych zawodników. - Miałem dopiero 23 lata. Doszedłem więc do wniosku, że należy zmienić barwy klubowe.
Strzelił gola Szczęsnemu
I tak się stało. Prabucki przeniósł się do Poznania, dzięki ofercie Wojciecha Wąsikiewicza, trenera Warty. Większość spośród sześciu lat spędzonych w Warcie i Lechu, to najlepszy okres w jego karierze. Tylko w sezonie 1995/1996 w 26 meczach zdobył 14 goli, zajmując drugie miejsce na liście najskuteczniejszych strzelców I ligi. W spotkaniu Lecha z Legią Warszawa (1:1) wychowanek Goplanii zmusił do kapitulacji bramkarza Macieja Szczęsnego, jendego z najlepszych ówczesnych bramkarzy, ojca Wojciecha, goalkipera dzisiejszej reprezentacji Polski. Wcześniej, jako napastnik Warty, w meczu poznańskiego beniaminka z Zawiszą w Bydgoszczy, strzelił zwycięską bramkę.
Piotr Prabucki w I lidze rozegrał 180 meczów , w których zdobył 53 gole. Bronił również barw Pogoni Szczecin, Petrochemii Płock, KP i Aluminium Konin. Karierę sportową zakończył w 2003 r . Miał 35 lat. - Być może kontynuowałbym grę w Goplanii, ale zaczęło mi dokuczać drugie kolano. I powiedziałem: czas skończyć z czynnym uprawianiem sportu - dodaje Piotr Prabucki.
Praca w Londynie
A co dziś porabia najlepszy piłkarz w historii inowrocławskiego sportu? Po zakończeniu kariery, krótko parał się pracą szkoleniową. To nie było intratne zajęcie. Dziewięć lat temu, za namową kolegi, udał się do Anglii. Pojechał na Wyspy z zamiarem spędzenia tam tylko kilka miesięcy, ale okoliczności spowodowały, że zmienił plany. Pracuje w Londynie, w polskiej firmie.Język angielski, którego uczył się już w liceum opanował dość szybko. W najbliższym czasie nie zamierza wracać do Polski.
Czytaj e-wydanie »