Postanowiłam zostać szpiegiem. Domorosłym. Zaczęłam od sprzętu.
A może jednak nie babrać się samemu, tylko zlecić podsłuch agencji detektywistycznej? Bydgoska agencja "Lew": - Zgłaszały się do nas osoby, które chciały podsłuchiwać, głównie małżonków, ale my nie przyjmujemy takich zleceń - słyszę w słuchawce.
No to trzeba zabrać się do roboty. Jak każdy współczesny szpieg, zaczęłam od internetu. Wpisanie w "Google" hasła "podsłuchy" daje wynik 390 tys. zgłoszeń po 0,04 sek.
W pierwszym sklepie internetowym nie chcą rozmawiać, choć oferta jest imponująca: przenośny podsłuch sejsmiczny umożliwiający "odsłuch" ludzkiej mowy przez litą ścianę o grubości do 40 cm, laserowy wykrywacz kamer, podsłuch kwarcowy ukryty w paczce papierosów (dobrze, że nie palę), ba - podsłuch w zegarze ściennym (coś mi ostatnio podpadał z tymi spóźnieniami). I jeszcze komputerowy szpieg tekstu (ten to chciałby pewnie mieć niejeden redaktor naczelny). O podsłuchujących nas telefonach znanej marki nie wspominając. - Ludzie zamawiają, my nie pytamy, po co im to - pada, kiedy pytam, kto kupuje te cudeńka.
- Nie chcieli powiedzieć? A co to za tajemnica. Przecież wszyscy twierdzą, że kupują pluskwy, bo żona zdradza albo mąż za często w delegację wyjeżdża - mówi pan w innym sklepie.
- Politycy też?
- Pewnie też, ale czy my wiemy, kto polityk, a kto zwykły Kowalski.
Podsłuch domowy
Najpopularniejszy zestaw podsłuchowy to pluskwa i odbiornik za 270 zł.
Już prawie zamawiałam pluskwę podstawową, kiedy w ręce wpadła mi gazetka córki. Na okładce trzy agentki do zadań specjalnych i... "Ucho szpiega". No tego mi było trzeba! Pisemko dam dzieciakowi, a sprzęcik sama wykorzystam.
Tylko kogo mam podsłuchiwać: mąż bez skazy, dzieci prawdomówne (chyba?), koty - miauczą po swojemu, a sąsiadów mam świetnych. Ale z drugiej strony...
O, coś moja komórka dziwnie mruga. Ktoś mnie podsłuchuje?! Przecież to ja miałam zostać szpiegiem!