Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po nieudanych igrzyskach w Londynie czas na kolejną naprawę polskiego sportu. Oby tym razem udaną

TOMASZ FROEHLKE
Sportowcy są bardzo popularni w Londynie. Nawet, gdy nie są z Anglii, jak nasz mistrz z Mroczy Adrian Zieliński.
Sportowcy są bardzo popularni w Londynie. Nawet, gdy nie są z Anglii, jak nasz mistrz z Mroczy Adrian Zieliński. Paweł Skraba
Problemów jest tyle, że końca nie widać. Potrzeba szybkich i mądrych decyzji. I często niepopularnych.

Co pewien czas temat sportu powraca "na salony", wypowiadają się na jego temat politycy czy rozmaici specjaliści. Dzieje się tak zazwyczaj przy okazji kampanii wyborczej ("bo jednak kilka osób uprawia ten sport w Polsce, a każdy głos się liczy"), a głównie przy okazji spektakularnych porażek (słaby występ w piłkarskich mis- trzostwach Europy) czy rozmaitych afer (korupcja w futbolu, próby wprowadzania kuratora do Polskiego Związku Piłki Nożnej). Wówczas każda opcja polityczna ma gotowy plan na ratowanie polskiego sportu, mydląc oczy, że dla kogokolwiek w kraju jest on ważny.

Ciągle mamy dziwny uśmiech

Żeby jednak polski sport naprawdę stał się ważną dziedziną życia w Polsce - co dawno już zrozumieli w wielu innych europejskich krajach, Ameryce czy Australii - nie może być przedmiotem dyskusji tylko "przy okazji". Całkowitej zmianie musi ulec mentalność i postrzeganie tego zjawiska na co dzień.

- Jak mam widzieć naszych następców, skoro ciągle 90 procent dzieci przynosi zwolnienia z lekcji wychowania fizycznego na cały rok - mówiła mi w Londynie Beata Mikołajczyk, kajakarka UKS Kopernik Bydgoszcz, dwukrotna medalistka igrzysk olimpijskich.

W Polsce dziwny uśmiech na ustach wzbudzał fakt, że Bill Clinton, były prezydent USA w trakcie wizyty w naszym kraju codziennie rano biegał. A za nim podążali również w strojach sportowych agenci Secret Service.

W Polsce oburzenie wywołuje fakt, że premier Donald Tusk lubi czasami "haratać w gałę" czyli grać w piłkę ("bo przecież powinien mieć ważniejsze sprawy w głowie"), a prezydentowa Maria Komorowska uwielbia kąpać się w zimnym morzu.

Koniec gadania, czas na decyzje

Przez wiele obecnych dyskusji o potrzebie radykalnych zmian w polskim sporcie przewija się jedno, wspólne słowo:"powszechność". To z niej - dostępu do uprawiania sportu w sensowny sposób dla każdego chętnego oraz przekonania, że to ważna dziedzina życia - biorą się późniejsi mistrzowie olimpijscy, wzory do naśladowania, jakich nam teraz bardzo brakuje. Przykład idzie z góry, więc władze państwowe czy samorządowe poprzez swoje działania powinny zachęcać do jego uprawiania i stwarzać ku temu warunki. A nadanie odpowiedniej rangi zajęciom wychowania fizycznego, roli trenerów w szkołach, odpowiedniej selekcji talentów, rozliczania klubów i związków z wykonanych zadań, a nie "za zasługi w przeszłości" i na tzw. "piękne oczy" mogą być fundamentem budowy zdrowego i bogatego w sukcesy państwa.

Kolejne dyskusje, które rozgorzały, są oczywiście efektem słabych igrzysk w Londynie w wykonaniu Polaków. Ledwie dziesięć medali liczącej ponad 200 osób ekipy to dorobek bardzo skromny. Dokładnie taki sam, jak cztery lata temu w Pekinie i osiem lat temu w Atenach, choć wówczas było o jedno złoto więcej. Mniej medali po raz ostatni było w Melbourne w 1956 roku - dziewięć, w tym jeden złoty, po cztery srebrne i brązowe.

Z budżetu państwa na przygotowania olimpijskie (36 polskich związków sportowych) oraz na sporty nieolimpijskie (33 związki) rocznie trafia 160 mln zł. To nie jest mało, choć inne państwa wydają tyle samo. Tyle że liczone w euro i funtach.

Na razie efektem niezadowolenia są pierwsze pomysły - choć brakuje konkretów - minister Joanny Muchy, szefowej polskiego sportu.

Plan naprawczy z Chmarą

Minister już zapowiedziała, że w ciągu najbliższego roku Ministerstwo Sportu i Turystyki opracuje zasady finansowania "na wyraźnie i ściśle określone zadania i po spełnieniu określonych warunków". Pierwszym z nich dla niektórych związków sportowych będzie opracowanie planu naprawczego. Czyli mówiąc wprost: "jaka praca, taka dotacja".

To prawda, że w wielu przypadkach relacje na linii zawodnik - związek sportowy są dalekie od poprawnych, co zresztą kilku olimpijczyków przyznawało już podczas igrzysk w Londynie. A przecież zawodnik razem ze swoim związkiem sportowym powinni być jednością, aby z tej współpracy wyniknął sukces.

Chęci minister Mucha ma spore, ale to żadna nowość w polskiej rzeczywistości. Problem w czynach, a nie słowach. I to począwczy od najniższego szczebla, czyli masowych zwolnień lekarskich z lekcji wychowania fizycznego, na sporcie zawodowym na najwyższym poziomie skończywszy.

A problemów jest tyle, że nawet ich spisu treści ten artykuł pewnie by nie pomieścił. Tak samo jak tłumaczeń, że "nie ma warunków" do uprawiania sportów. Lekkoatletyczny polski "wunderteam" czy Orły Górskiego mogły pomarzyć o takich warunkach jak teraz, a odnosili spektakularne sukcesy na całym świecie. Młociarka Anita Wło-darczyk - jak sama opowiadała w Londynie - ćwiczyła pod mostem, a teraz jest wicemistrzynią olimpijską.

Minister nie zamierza dokonywać naukowych odkryć i chce nadać kierunek, który obrała Wielka Brytania czy Australia. O modelu brytyjskim mówiło się już zresztą podczas igrzysk w Londynie. Wspominali o tym członkowie polskiej misji olimpijskiej z Andrzejem Kraśniskim, prezesem PKOl. na czele i z jego sekretarzem generalnym - Adamem Krzesińskim.

- Prześledziłam plany naprawcze krajów, które są potęgami sportowymi. Przyjrzałam się szczególnie Wielkiej Brytanii oraz Australii i zamierzam wprowadzić podobny plan w Polsce. Oceniam, że mamy przed sobą szesnaście lat pracy, może dwanaście. W sprinterskim tempie pierwsze wyniki mogą być widoczne już po ośmiu latach - mówi Mucha.

Wielka Brytania w 1996 roku w Atlancie zdobyła 15 medali, w tym tylko jeden złoty (Polska siedem), zaś w Londynie - aż 65, w tym 29 złotych. Właśnie po Atlancie całkowicie zreformowany został system pracy w sporcie, na który dodatkowo władze Wielkiej Brytanii przeznaczyły duże pieniądze. Ale sama reforma i pieniądze nie wystarczą - trzeba wielkiej systematyczności, konsekwencji w działaniu i współpracy na każdym szczeblu:państwo, samorządy, związki sportowe, szkoły i uczelnie i kluby. Mocno podzielone polskie środowisko sportowe, z wieloma działaczami z poprzedniej epoki, z niewydolnymi finansowo samorządami, niedoszkolonymi trenerami i wyciągającymi tylko rękę po pieniądze prezesami klubów, nie oferującymi nic w zamian, będzie z pewnością bardzo ciężkim problemem do pokonania. Ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. W Wielkiej Brytanii czy Australii łatwo nie było.

- Naszym celem jest wychowanie zawodników najwcześniej na igrzyska za osiem lat. Zaprosiłam kilku ludzi do tzw. zespołu wsparcia. Zapraszam też wszystkie osoby, które chcą uczestniczyć w zmianach, które muszą być przeprowadzone systemowo. Chcę zaproponować takie zmiany, które będą się układały jak puzzle. Dlatego propozycji będzie sporo - zadeklarowała minister Mucha.

W skład zespołu wejdą m.in. utytułowani byli zawodnicy, w tym bydgoszczanin Sebastian Chmara (były mistrz świata w siedmioboju, obecnie zastępca prezydenta miasta), wioślarz Kajetan Broniewski, płotkarz Paweł Januszewski, kajakarz Grzegorz Kotowicz, skoczek wzwyż Artur Partyka, siatkarz Witold Roman, a także dyrektor departamentu sportu wyczynowego MSiT - Jerzy Eliasz i szef zespołu wsparcia - Paweł Słomiński (były trener pływaczki Otylii Jędrzejczak).

Jaki ma być plan?

Na razie na ten temat niewiele wiadomo poza ogólnikami i wszechobecnym słowie "powszechność". Minister zapowiada, że będzie jeździć po wszystkich województwach, namawiać do większych nakładów finansowych na sport, co już na wstępie może okazać się zaporą nie do przebycia. Przynajmniej tak się wydaje, znając kiepskie finanse samorządów.

Zmiany muszą dotknąć związki sportowe, ich finansowanie i rozliczanie z efektów. Wydając miliony z publicznych pieniędzy zła praca oznacza ich marnotrawienie i to się musi skończyć. W podawanej mode-lowo Wielkiej Brytanii żaden funt nie może być zmarnowany, co zresztą jest cechą charakterystyczną dla pragmatycznych i oszczędnych Anglików.

Jednym z najważniejszych zadań będzie opracowanie koncepcji, jakie dysypliny dla naszego kraju są ważne i na jakie ministerstwo będzie stawiać.

- Nasz zespół wskaże dyscypliny strategiczne. Musimy skończyć z fikcją finansowania wszystkiego. W ten sposób nic nie jest finansowane odpowiednio. Określenie dyscyplin strategicznych będzie wywoływało kontrowersje. Jednak bez tego ruchu nie zdołamy postawić sportu wyczynowego na nogi - wyjaśnia Mucha. - Ten plan zakrojony jest na 12-16 lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska