Przypomnijmy: mężczyznę poznaliśmy, gdy stał w (jeszcze) swoim mieszkaniu. Trzeźwiał dopiero. A po pokojach krzątały się ekipy pakujące ciuchy w worki. To były rzeczy pana Bogdana. 55-latek właśnie tracił mieszkanie. Wówczas absolutnie nie miał pojęcia, dokąd pójdzie.
Bydgoszczanin wprowadził się do mieszkania w kamienicy w Śródmieściu w 2008 roku. Z żoną i z dorastającymi dziećmi. Wcześniej mieli swoje mieszkanie, ale je stracili za długi. To w centrum - wynajmowali. Dzieciaki długo w nowym miejscu nie pomieszkały. Krótko po przeprowadzce do Śródmieścia, wyjechały do pracy zagranicę. Schorowana żona trafiła do domu pomocy społecznej.
Pan Bogdan mieszkał sam, ale sam rzadko kiedy w domu był. - Kumple schodzili się do niego na libacje prawie codziennie, a właściwie: co noc - opowiadali sąsiedzi. Na wszystko ci sąsiedzi przymykali oczy, dopóki uciążliwy lokator nie zaczął zalewać ich mieszkań.
Przeczytaj także: Po pijanemu podpisał, że natychmiast opuści mieszkanie. Od wczoraj jest bezdomny
Mieszkanie jest bardzo mocno zadłużone - samotny mężczyzna w ogóle za nie nie płacił. A do tego kompletnie zdewastowane. To kompani od wspólnych zabaw okazali się złodziejami złomu. Najpierw imprezowali u pana Bogdana, a potem próbowali ukraść mu grzejniki, żeby je potem sprzedać na złomie. Gdy znowu chcieli ukraść kaloryfer, woda chlusnęła z rur tak, że zalało dwa mieszkania w pionie.
Tego lokatorzy nie wytrzymali. Interweniował - po raz kolejny - zarządca kamienicy. Wziął pana Bogdana krótko. Dał mu do podpisania dokument. Mężczyzna nie przeczytał, ale podpisał. Okazało się, że to dobrowolne zrzeczenie się lokalu. Na nic zdały się tłumaczenia, że 55-latek był przecież jeszcze pijany.
Spakował dobytek w kilka reklamówek i opuścił mieszkanie. Taki koniec Dokąd poszedł? - Do schroniska, ale podobno spędził tam jedynie kilka nocy - opowiada znajoma pana Bogdana, która teraz nie ma z nim kontaktu. Po tych kilku nocach wyprowadził się ze schroniska. - Bo z wódki nie zrezygnował - dodaje znajoma. Teraz mężczyzna śpi, gdzie popadnie. U znajomych, u nieznajomych. Czasem na klatce schodowej.
Czytaj e-wydanie »