Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Popcorn staje w gardle. "Sound of Freedom. Dźwięk wolności" - komentuje Adam Willma

Adam Willma
Adam Willma
"Sound of Freedom" relacjonuje historię Tima Ballarda, agenta amerykańskich służb zaangażowanego w zwalczanie pedofilii.
"Sound of Freedom" relacjonuje historię Tima Ballarda, agenta amerykańskich służb zaangażowanego w zwalczanie pedofilii. Wikipedia
Nie spodziewałem się nigdy, że w tym miejscu będę zapraszał Państwa do kina. Bo też nie tylko o film tym razem chodzi, ale światową zawieruchę, w której może być częścią.

Film "Sound of Freedom" ("Dźwięk wolności") powstał przed pięciu laty, ale trafił do kin dopiero teraz. Jak to możliwe? Ano znana skądinąd wytwórnia Walt Disney wykupiła firmę, która ten film wyprodukowała i odłożyła go na półkę. Z jakiego powodu? O to trzeba byłoby zapytać w kalifornijskim Burbank, gdzie mieści się w Disney Company. Wiadomo natomiast, że po długich negocjacjach udało się prawa do filmu wykupić niezależnemu dystrybutorowi, który zamierzał wprowadzić do kin. Ale i na tym etapie zderzył się ze ścianą.

Najwięksi amerykańscy dystrybutorzy byli gotowi postawić pieniądze na katastrofalny "Moonfall", albo utopić miliony w "Amsterdamie", "Kumplach" czy "Morbius". Dopiero społeczna zbiórka, w której tysiące ludzi zebrały 5 milionów dolarów sprawiła, że film Alejandra Monteverde trafił do kin.

I wtedy pojawiła się ściana trzecia - krytycy albo milczeli o "Sound of Freedom", albo kręcili nosem, z chęcią przyszywając mu łatkę jeśli nawet nie "szurskiej", to mogącej niebezpiecznie owe "szurskie" nastroje wzmacniać. Poważni recenzenci zachodzili w głowę, czy aby ten film nie nawieje wiatru w żagle Donaldowi Trumpowi.

I wtedy stało się coś niezwykłego – gwiazdki przyznawane przez krytyków całkowicie rozminęły się z gwiazdkami zwykłych widzów. Sale kinowe zaczęły pękać w szwach, a szeptana reklama okazała się skuteczniejsza od tej na telebimach. Dość powiedzieć, że produkcja o budżecie 19 milionów dolarów pobił rekordy niezależnych produkcji w historii, zarabiając do tej pory już ponad 200 milionów.

No dobrze, ale skąd ten cały ambaras? Ano stąd, że "Sound of Freedom" jest filmem o pedofilii, a może nawet szerzej – o nowym światowym niewolnictwie. Bo nigdy w historii świata liczba niewolników nie była tak ogromna jak dziś. Dziesiątki milionów ludzi stały się rzeczami użytkowymi. Również w sypialniach hollywoodzkich magnatów.

"Sound of Freedom" relacjonuje historię Tima Ballarda, agenta amerykańskich służb zaangażowanego w zwalczanie pedofilii. Ballard jest co prawda niezwykle skuteczny w wyłapywaniu zwyrodnialców, ale na pewnym etapie swojej pracy uświadamia sobie, że system w którym działa karze oprawców, ale nie pomaga ofiarom. I właśnie z zamysłem uratowania jednej z nich zapuszcza się do "jądra ciemności" - kolumbijskiej dżungli, w której przetrzymywani są niewolnicy. Resztę zobaczycie sami. I zapewniam – oprócz wyrwy, którą ten film uczyni wam w głowie, zobaczycie kawał solidnego kina. Dlaczego ważnego dla nas? Dlatego, że zmagamy się w Polsce ze szczytem góry lodowej u podstaw której toczy się życie w południowoamerykańskich burdelach. To tam produkuje się dziecięcą pornografię, którą polska policja znajduje na dyskach w parafiach, szkołach, studiach nagraniowych i eleganckich biurach.

Zobaczcie więc film, który przywraca wszystko do pionu. Film, w którym dobro nazywane jest dobrem, a zło złem.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska