Po 1989 r. spora część działaczy antykomunistycznej opozycji nie potrafiła się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Stali się ofiarami czasów, o które walczyli, nadstawiając głowy. Od lat żyją ze skromnych rent lub najniższych emerytur. Są schorowani, nie mają za co się leczyć.
Przez 25 lat istnienia III RP nie udało się uchwalić przepisów, które w sposób nie budzący wątpliwości gwarantowały pomoc finansową dla najbardziej potrzebujących. Nadzieję dał projekt ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej oraz osobach represjonowanych z powodów politycznych, przygotowany przez Senat (inicjatorami byli wicemarszałek Jan Wyrowiński i senator Jan Rulewski). Przyjęty przez senatorów bez poprawek, trafił do Sejmu na początku 2014 r.
- To, co z nim zrobiono w nadzwyczajnej podkomisji, to po prostu skandal - ocenia Edward Andruszko, sekretarz Stowarzyszenia Osób Represjonowany w PRL "Przymierze" w Bydgoszczy.
Przeczytaj także: Polska polityka zagraniczna? Przecież to katastrofa i kabaret!.
Na zwołanej wczoraj konferencji prasowej władze "Przymierza" skrytykowały wniesione, w toku prac sejmowych, poprawki . - Wielu działaczy opozycji demokratycznej jest w bardzo trudnej sytuacji, tymczasem posłowie zmniejszyli kwotę świadczenia do 400 zł. Dostaną, pod warunkiem, że dochód jest niższy od najniższej krajowej emerytury, czyli 831 złotych. Tyle pierwotnie miała wynieść pomoc. To upokarzająca jałmużna - skomentował Stefan Pastuszewski, b. działacz opozycji antykomunistycznej.
Obniżona kwota równa jest tej, którą otrzymują kombatanci. Świadczenie ma być przyznawane przez rok (w szczególnych przypadkach przez 36 miesięcy). Jan Rulewski: - Podczas prac w komisji zróżnicowano wysokość świadczenia, w zależności od tego, czy ktoś jest samotny czy ma rodzinę. W pierwszym przypadku dochód nie może przekraczać 120 proc. najniższej emerytury. Jeśli dana osoba ma rodzinę to dochód nie może być wyższy niż 100 proc. najniższej emerytury.
Represjonowani mają też otrzymywać jednorazową pomoc. Jej wypłata będzie uzależniona od zdarzeń losowych (np. na zakup wózka inwalidzkiego, remont mieszkania).
Trudno oszacować liczbę osób, które skorzystają z pomocy finansowej. Stąd również astronomiczne kwoty, którymi operował resort finansów, chcąc - jak mówi Jan Rulewski - "uwalić" senacki projekt. - Wypłata świadczeń miałaby rzekomo kosztować budżet państwa 8-10 miliardów złotych. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że to blef. Realna suma to 100 mln zł. Pomoc może trafić do kilku tysięcy osób w całej Polsce, w regionie do kilkudziesięciu.
W ocenie Jana Raczyckiego, prezesa "Przymierza" na 60 członków stowarzyszenia "może tylko dwóch będzie spełniało zmienione w projekcie ustawy kryteria".
Czytaj e-wydanie »