https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Problem fryzury

Tadeusz Jacewicz

     Violetta Villas może czuć się zagrożona. Sława jej słynnych włosów zdaje się być przyćmiona. Fryzurą przebija ją kanclerz Niemiec, Gerhard SchrWłosy ma wprawdzie takie sobie, ale energia, z jaką wystąpił w ich obronie zaimponowała światu. Mniej uważnym kibicom spraw międzynarodowych przypomnę, że niemiecka agencyjka prasowa zacytowała znaną wizażystkę, która dobrotliwie radziła szefowi rządu, aby nie farbował włosów, bo z siwizną na skroniach wzbudzi większe zaufanie. Sprawę skierował do sądu, który przywalił agencyjce grzywnę 300 tysięcy euro, którą będzie musiała zapłacić, jeśli jeszcze raz zająknie się o fryzurze przywódcy.
     Nie piszę tego, żeby naigrywać się z tego kanclerza, bo już prasa niemiecka daje mu tęgo popalić, tylko żeby zastanowić się nad granicami dowolności w mediach. Kanclerz popełnił ewidentny błąd, idąc do sądu, bo gdyby machnął ręką, sprawa ucichłaby po tygodniu. Teraz przez wiele miesięcy ludzie będą instynktownie kierować wzrok ku fryzurze kanclerza. Dla mnie najciekawsza jest w całej sprawie reakcja sądu. Szybka rozprawa, szybki wyrok. Twardy wyrok, dodajmy.
     W Polsce mediom wolno wszystko. Chętnie i radośnie z tej wolności korzystają. Po dziesięcioleciach bezwzględnej i głupiej cenzury takie odurzenie wolnością jest zrozumiałe. Niezrozumiałe natomiast jest jej nadużywanie. Zupełnie bezkarne są błędy merytoryczne, nawet jeśli nie tylko ośmieszają redakcje, ale kaleczą konkretnych ludzi. Niedawno jedna ze sztandarowych polskich gazet, która chętnie wydaje twarde wyroki w różnych sprawach, obsobaczyła ministra spraw wewnętrznych i administracji za szwindel przy budowie osiedla mieszkaniowego. Zrobiło się nieświeżo, bo delikwent w rzeczywistości nie nazywał się Krzysztof Janik z SLD, jak gazeta napisała, tylko Kazimierz Janiak i był jednym z najwyższych funkcjonariuszy Akcji Wyborczej Solidarność, która poprzednio rządziła. Pojawiło się sprostowanie, ale wyjaśnienie jest małe, a artykuł był duży.
     W Polsce modne jest twarde dziennikarstwo, które polega na wrzaskliwości, arogancji i rzucaniu błotem. To, że tak czynią różne brukowce, to jeszcze pół biedy. Gorzej, że tak postępują gazety wysokiej jakości. Przemilczają one ważne informacje, prokurują inne, aby wyrządzić maksymalną szkodę atakowanemu. Niszczy się wroga wydawcy lub kogoś, kogo nie lubi redaktor naczelny. Wspiera się kolegę, który pomaga sobie na rynku nasyłając na konkurencję zaprzyjaźnionych dziennikarzy. Afera goni "aferę", tworzy się ogólne przeświadczenie, że wszędzie jest gnojówka, że nic nie warto robić, bo wszystko jest szwindlem i oszustwem. Media nie ustrzegły się choroby, która toczy polskie życie publiczne. Najgłośniej krzyczą dyletanci, najwięcej do powiedzenia mają ignoranci. Dziennikarz przychodzi do pracy z własnym poglądem politycznym, z listą ulubieńców i nieprzyjaciół. Łatwo jest popełniać błędy pomawiać i poniżać, bo to jest za darmo. Odwołanie do sądu skutkuje po kilku latach sprostowaniem, drukowanym maczkiem w środku numeru, i śmieszną wpłatą na PCK.
     To jest niebezpieczna choroba. Wolna, silna, czysta prasa jest gwarantem demokracji. Byle jakie media mogą tę demokrację uszkodzić.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska