Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prosty przepis na... rewolucję w sieci

Magdalena Zimna [email protected]
www.sxc.hu
Wiadomość wysyłamy do 30 osób. Jeśli każda z nich wyśle ją do kolejnych dziesięciu, każda następna do kolejnych dziesięciu... Już w szóstej "kolejce" informacja dotrze do 3 milionów ludzi. Tak się robi rewolucję. W sieci.

O sile i możliwościach portali społecznościowych przekonał się niedawno Bank of America, najpotężniejszy w Stanach Zjednoczonych. Po tym, jak ogłosił wyprowadzenie miesięcznej opłaty za korzystanie z kart debetowych. Choć kwota nie była wygórowana (5 dolarów), klienci banku nie byli wyrozumiali.

Jak lawina

Najmniej Molly Katchpole, która w sieci zamieściła swój protest. I tak ruszyła lawina. Petycję, przekazywaną dalej przez portale społecznościowe, szybko poparło kilkaset tysięcy osób. A do banku trafiło tysiące skarg od rozczarowanych klientów.

Molly Katchpole zamknęła swoje konto, a kiedy taki sam ruch zapowiedziało niemal 10 procent klientów, bank wycofał się z wprowadzenia opłat. Na tym "rewolucja" jednak się nie skończyła. Bo sieci pojawiły się kolejne apele Amerykanów, nawołujące do rezygnacji z usług dużych banków. 5 listopada był Dniem Zamykania Kont. W serwisie rebuildthedream.com, kilkadziesiąt tysięcy klientów zadeklarowało przeniesienie swoich pieniędzy z wielkich instytucji do małych lokalnych banków.

Polska próba sił

W Polsce pod presją internautów ugięła się firma Adidas. Przerwała prace zamalowywania muru wokół warszawskiego toru wyścigów konnych na Służewcu, który chciała wykorzystać jako powierzchnię reklamową. Zaprotestowało środowisko hiphopowe. Bo ten mur uznaje się za "stołeczną galerię graffiti". Wystarczyła doba, by protest na Facebooku poparło kilkadziesiąt tysięcy użytkowników. Informacja o niefortunnej strategii reklamowej Adidasa dotarła do wielu. Takiego ostrzeżenia firma nie mogła zignorować.

Swoich sił Polacy spróbowali też w walce z koncernami paliwowymi. Przez e-maile i portale społecznościowe nawołując do bojkotu. Najpierw, do dnia bez tankowiania aut w ogóle.

To jednak efektu dać nie mogło. Internauci skupili się więc na konkretach. I tak powstała "Inicjatywa obywatelska przeciwko podwyżkom cen paliw".

- Nie bądźmy marionetkami. Pokażmy, że nie zgadzamy się na taką politykę - grzmieli w internecie. 17 grudnia chcą zaprotestować: - Uderzamy jak najbliżej źródła, czyli w stacje benzynowe. W zależności od liczby aut dzielimy się na odpowiednią liczbę grupek. Każde auto podjeżdża do dystrybutora, tankuje za 1zł, płaci, ponownie tankuje za 1zł, płaci, itd. Możecie tankować łącznie za 10, 20, 50 lub 100 zł, ważne żeby kwota jednego tankowania oscylowała w granicach 1 zł.

Trafić prosto w portfel

I druga akcja: "Stop drogim paliwom". - Jeszcze trochę i zobaczymy 6 zł za litr, a potem może i więcej - wymieniali się wiadomościami internauci. - Ta propozycja ma więcej sensu niż kampanie typu "nie kupuj paliwa w danym dniu". Producenci paliw śmiali się jedynie, bo wiedzieli, że nie będziemy kontynuować akcji krzywdząc samych siebie, rezygnując całkowicie z zakupu paliwa. Ale myśląc o tamtym pomyśle powstała idea, która może przynieść rzeczywiste korzyści. Przy cenach paliw rosnących każdego dnia, my konsumenci, musimy podjąć akcję. Jedynym sposobem abyśmy zobaczyli, ze ceny paliwa idą w dół jest trafienie kogoś w portfel poprzez niekupowanie jego paliwa.

A oto pomysł:
"Do końca bieżącego roku nie kupujmy żadnych paliw od dwóch największych firm paliwowych: BP i Statoil. Jeśli nie będą sprzedawały paliwa, będą zmuszone do obniżenia ceny. Jeśli one obniżą ceny, inne firmy będą zmuszone do uczynienia tego samego. Ale aby osiągnąć efekt musimy pozbawić te dwie firmy milionów klientów. Wbrew pozorom jest to całkiem łatwe do osiągnięcia.

Jak dociera się do milionów?

Wiadomość wysyłamy do 30 osób. Jeśli każda z nich wyśle ją do kolejnych dziesięciu (30 x 10 = 300) i każda następna do kolejnych 10 i tak dalej, to już w szóstej "kolejce" informacja dotrze do 3 milionów ludzi. Jeśli każda z nich wyśle ją do kolejnych 10...

- W grupie siła i nawet najgrubsza gałąź złamie się, jeśli spadnie na nią wystarczająco duża liczba niezmiernie lekkich płatków śniegu - przekonują internauci.

Za mała świadomość

Paliwowych potentatów na kolana jednak nie rzucili.

- Polska nie jest jeszcze gotowa na rewolucję w sieci - przekonuje dr Radosław Kossakowski, socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego. - Internet jest u nas coraz bardziej powszechny, ale nadal uczymy się społeczeństwa obywatelskiego. Dlatego takie akcje mają szanse powodzenia w Stanach Zjednoczonych, gdzie świadomość społeczna jest na znacznie wyższym poziomie. U nas, wciąż największe oddziaływanie mają grupy z silnymi związkami zawodowymi. Jak górnicy, którym rząd chciał odebrać przywileje. Wiedzą, że największy skutek ma wyjazd do stolicy, zablokowanie miasta i spalenie opon. Kiedy studentom odbierano zniżki na PKP w środowisku zawrzało, ale nie poszło za tym konkretne działanie. A przecież sieć to naturalne środowisko tej grupy społecznej.

Dr Kossakowski jest jednak pewien, że wkrótce sieć stanie się mocnym narzędziem w rękach polskich konsumentów. - Już teraz daje sygnały. Z czego warto skorzystać, co kupić, jak nie dać się oszukać. Takich informacji coraz częściej szukamy w sieci. Sam tego doświadczyłem; na portalu społecznościowym dotarła do mnie wiadomość, że w produktach jednego z producentów żywności dla dzieci znaleziono szkło. Już teraz więc portale społecznościowe pełnią dla konsumentów informacyjną rolę. Decyzje konsumenckie są, na razie, pojedyncze. To jednak z czasem się zmieni. Kiedy do świadomych decyzji dorosną pokolenia od początku wychowywane na internecie. Wielkie firmy i koncerny już o tym wiedzą. Same zresztą prężnie działają w sieci. I same wykorzystują narzędzia internetowe, by przyciągnąć jak największą grupę konsumentów.

Od niedawna na Facebooku krąży łańcuszek: - Zdecydujmy się na kupno prezentów bożonarodzeniowych od drobnych przedsiębiorców, ze sklepu z rękodziełem, od sąsiada, który robi wszystko, aby utrzymać swój sklepik. Od przyjaciółki, która wytwarza niepowtarzalne rzeczy, od tego, który oparł się globalizacji w naszych okolicach. Zróbmy tak, aby nasze pieniądze dotarły do zwykłych ludzi, którzy ich potrzebują, nie od firm międzynarodowych i wielkich przedsiębiorców, którzy płacą zbyt mało swoim pracownikom i przemieszczają firmy w inny koniec świata... Robiąc tak więcej osób będzie mogło przeżyć szczęśliwe Boże Narodzenie. Jeśli się zgadzasz, skopiuj to i wklej na swojej tablicy.

Lubię to! :)

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska