- W Kijowie, w którym pan przebywa, doszło do rozlewu krwi.
- Atmosfera jest bardzo napięta. Kijów się burzy. Po złamaniu podstawowych zasad konstytucyjnych i przyjęciu niedemokratycznego prawa, pojawiły się pierwsze ofiary śmiertelne. Został przekroczony kolejny Rubikon. Wszyscy mają świadomość, że na pewno dwie osoby, spośród trzech bądź czterech martwych, zostały - z zimną krwią - zastrzelone. Nawet prokuratura przyznała, że ofiary zginęły od ran postrzałowych. Pytanie: kto strzelał? Większość skłania się do tego, że przedstawiciele władzy, choć słyszałem też opinie, że może to być ta trzecia siła, która jest zainteresowana pogłębieniem kryzysu i skutecznym ingerowaniem w sprawy ukraińskie.
Czytaj: Ukraina. MON zapewnia, że wojsko nie zostanie zaangażowane w konflikt
- To początek likwidacji protestów na Majdanie?
- Raczej kolejna faza konfrontacji. Prezydent Janukowycz wybrał świadomie drogę konfrontacji, a nie porozumienia. Jego inicjatywy - np. powołania grupy roboczej z opozycją, to była po prostu ściema. Potwierdzają to obecne wydarzenia. Ten scenariusz będzie realizowany. Nie po to zostało wprowadzone antydemokratyczne prawo, żeby z niego nie korzystać. Pytanie: jakim kosztem? W tej chwili Majdan się broni, siły specjalne muszą się zatrzymać, ponieważ protestujący są dobrze zorganizowani. Mają poczucie misji. Przemawiając do zebranych na Majdanie miałem poczucie, że to wielka zbiorowość połączona poczuciem solidarności. Polskie doświadczenie pokazuje, że z takimi wspólnotami na dłuższą metę nie da się wygrać.
- Co może zrobić Unia Europejska lub Stany Zjednoczone?
- Wszyscy mówią o potrzebie wprowadzenia sankcji. Amerykanie już zapowiedzieli, że cofną wizy odpowiedzialnym za atak, UE powinna zrobić to samo. Ukraińcy chcą czegoś więcej niż słów. Mówią: szanujemy wasze słowa, ale było ich dużo. Powinniście wyjść poza deklaracje polityczne i potępienia. Podejmijcie decyzje, które przymuszą władzę do dialogu, a nie konfrontacji.
- Jeśli zaostrzy się sytuacja na Ukrainie, to powinniśmy przyjąć opozycjonistów uciekających przed represjami?
- Ukraiński dziennikarz Witalij Portnikow już przyjechał do Polski, ponieważ był straszony, że może podzielić los zamordowanego dziennikarza Georgija Gongadze. Kryzys na Ukrainie jest już tak głęboki, że możemy spodziewać się kolejnych wyjazdów. Gest otwarcia ze strony Polski byłby jak najbardziej na miejscu.