Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyszedłem pana okraść

Maja Erdmann
Wchodzą do naszych domów, bo sami ich tam wpuszczamy. Otwieramy im drzwi, bo czarują nas uśmiechem, chcą pomocy lub mają nam coś do sprzedania po atrakcyjnych cenach. Oszuści.

     Policjanci dzielą ich na dwie kategorie. Są oszuści, którzy zazwyczaj działają w pojedynkę i są złodzieje pracujący w duetach. Jedni i drudzy równie niebezpieczni. - Zazwyczaj mili, uśmiechnięci, potrafią doskonale omotać i wzbudzić zaufanie - mówi Ewa Witkowska z bydgoskiej Komendy Wojewódzkiej.
     W parze
     
Najbardziej narażeni są starsi i samotni. Oszuści wykorzystują ich łatwowierność, ciekawość ludzi, a nawet zwykłą chęć rozmowy. Tak jak w przypadku pani Danieli. Do jej drzwi zapukała para ludzi. On wyglądał jak ksiądz. Nosił nawet koloratkę. Ona proponowała sprzedaż pięknych obrusów. Pani Daniela chętnie wpuściła ich do domu, z wypiekami na twarzy oglądała tkaniny. Księdzu zachciało się pić. Pobiegła zaparzyć herbatkę do kuchni. Mężczyzna poszedł z nią gawędząc o cenach leków i chorobach, które jej dokuczają. Rozmawiali tak jeszcze z 15 minut. Pani Daniela żadnego obrusa nie kupiła. Ale umówiła się, że kobieta wpadnie nazajutrz i da pokaz dla sąsiadek pani Danieli. Następnego dnia nikt do drzwi pani Danieli nie zastukał, za to zauważyła, że nie ma w kasetce pierścionków, a na półce pod ręcznikami ani śladu po oszczędnościach.
     Zdaniem policjantów to typowy przykład omotania. Oszuści zawsze działają podobnie. Jeden zagaduje, drugiemu robi się słabo lub chce mu się pić. Idzie z ofiarą do kuchni lub drugiego pokoju. Jego kompan w tym czasie może bezkarnie grasować po mieszkaniu. A starsi ludzie mają podobne przyzwyczajenia i lubią chować pieniądze pod bielizną lub pod obrusem, precjoza trzymają w kasetkach lub dzbanuszkach. O tym oszuści wiedzą.
     Patent na ofiarę
     
W przypadku pani Danieli zamydlił jej oczy mężczyzna przebrany za księdza. Ale to nie jeden patent na starsze osoby. Inni podają się na przykład za pracowników socjalnych i obiecują pomóc wypisać pismo o zasiłek, bo jakieś nowe możliwości są. Wcielają się w rolę pracowników przychodni i obiecują pomóc w zdobyciu wyższego zasiłku pielęgnacyjnego. Oczywiście w czasie takiej wizyty jeden z nich idzie z ofiarą szukać dokumentów, a drugi przetrząsa szuflady.
     Żerowanie na ludzkim dobrym sercu to ulubiona metoda oszustów. Potrafią przez kilka dni kręcić się po okolicy zagadywać ludzi, wypytywać w bardzo umiejętnie sposób, obserwować. Potem już wiedzą, kto jest z kim zaprzyjaźniony w kamienicy czy bloku, gdzie mieszkają samotni, kogo rzadko odwiedzają dzieci, kto ma rodzinę za granicą, a kto nawet listonosza za próg nie wpuści.
     Pan Marian wpuścił do domu dwie obce kobiety. Jedna nie mówiła po polsku. Druga za to gadała za trzech. - To jest kuzynka sąsiadki z dołu - mówiła. - Przyjechałyśmy ją odwiedzić, ale nie ma nikogo w domu, czy mogłybyśmy zostawić choćby karteczkę w drzwiach z numerem komórki, żeby się z nami skontaktowała? _Pan Marian odmówić tak ludzkiej prośbie nie potrafił. Oczywiście okazało się, że karteczki trzeba trochę poszukać, a i długopis odkopać z dna szuflady. Polka bardzo mu pomagała. Ucięli sobie nawet pogawędkę. Dopiero po ich wyjściu serdeczny gospodarz zorientował się, że jest uboższy o kilkaset złotych.
     
- Ludzie czasami tracą poczucie instynktu samozachowawczego, nie myślą logicznie, bo oszust czy złodziej potrafią wyprowadzić ich z równowagi - mówią funkcjonariusze na policji. - Był czas, że zgłaszało się do na wiele osób oszukanych metodą "na wypadek".
     A było to tak. Do mieszkania pukał mężczyzna, przedstawiał się jako świadek kraksy samochodowej syna lub córki gospodarza. Opowiadał, że był wypadek, że nic się nikomu nie stało, ale auto jest w warsztacie i trzeba tam wpłacić 500 złotych, bo inaczej mechanik nie zacznie roboty. Potem brał pieniądze i znikał. Po południu caluteńki samochód podjeżdżał pod dom.
- A przecież odruchem powinno być wykręcenie numeru na policję i zapytanie dyżurnego czy nie było wypadku z udziałem takich osób - mówią policjanci.
     Kup pan żarówkę
     
W naszych domach coraz częściej pojawiają się tzw. handlowcy-domokrążcy. Są wśród nich oszuści. Ich pomysłowość nie zna granic, podobnie jak nasza naiwność.
     W czasie gdy Polska miała wstąpić do Unii Europejskiej, chodzili po mieszkaniach i sprzedawali specjalne żarówki, bo ktoś rozpuścił plotkę, że unijny prąd będzie miał inne napięcie i stare działać nie będą. Żarówki szły jak świeże bułeczki. Pięć złotych za sztukę, choć takie same w sklepie kosztowały 2,50. Oszuści z dużymi torbami uwielbiają wprost wciskać nam różne niepotrzebne rzeczy, a to cudowne nożyki, zioła, perfumy po super, hiper atrakcyjnej cenie... Nie kradną, ale tak nami manipulują, że wydajemy ostatnie pieniądze na rzeczy do niczego nam niepotrzebne.
     Do Powiatowego Rzecznika Konsumenta wpływa co roku kilka zgłoszeń osób, których oszukują "firmy" handlowe. Ludzie podpisywali umowę na przesłanie, na przykład, filtra do wody, który kosztował kilkaset złotych. Po odejściu domokrążcy orientowali się, że przesadzili, że wcale im ten filtr nie jest potrzebny. Telefonowali do firmy i chcieli się wycofać z umowy. Firma mówiła, że to niemożliwe i groziła straszliwymi konsekwencjami finansowymi, jeśli filtra nie przyjmą. - A prawo jest takie, że od każdej umowy można odstąpić w okresie do 10 dni - mówi rzecznik. - Mało tego, jeśli nie zostaliśmy poinformowani o możliwości odstąpienia od umowy, to mamy na to trzy miesiące._

     Rzecznik przestrzega: nie podpisujmy żadnych dokumentów od razu. Odczekajmy dzień, dwa. Przeanalizujmy czy przedmioty, które zamawiamy są naprawdę potrzebne, czy umowa nam odpowiada. Umówmy się ponownie ze sprzedawcą. Zażądajmy od niego dokumentów potwierdzających rejestrację działalności gospodarczej, dowodu osobistego i papierów, które świadczą o tym, że ma prawo sprzedawać w imieniu danej firmy. Oszustów to odstraszy, a uczciwy domokrążca na pewno będzie chciał z nami robić interesy.
     Hawaje za 20 złotych
     
Inny typ oszustów żeruje na marzeniach. Zazwyczaj zjawiają się jako przedstawiciele firmy organizującej loterie i informują, że właśnie wygraliśmy wycieczkę. Część z nas wyrzuca, i słusznie, przedstawiciela razem z folderkiem, inni, niestety, dają się wciągnąć w rozmowę i zaczynają wierzyć, że los się do nich uśmiechnął. Już czują bryzę znad morza i ciepłe słońce Karaibów... Trzeba tylko podpisać dokumenty i zapłacić 20 złotych kosztów manipulacyjnych. Teraz wystarczy tylko czekać... I tak się czeka w nieskończoność. Nigdy podróż za 20 złotych nie dojdzie do skutku.
     Podróże proponują też oszuści telefoniczni. To oddzielna kategoria przestępców. Dzwonią i informują o wygranej. Recytują nasz adres, imię, nazwisko i numer telefonu. Wszystko się zgadza, tyle tylko, że to dane wprost z książki telefonicznej. Jedyne co trzeba zrobić, to przełączyć się na rozmowę z innym pracownikiem "firmy", który wyjaśni szczegóły. Naciskamy więc kolejne krzyżyki, słuchamy niekończącej się reklamy oferty biura. Wytrzymałość ofiary jest różna. Niektórzy kapitulują po pięciu minutach, inni siedzą godzinę z słuchawką przy uchu. Po miesiącu przychodzi rachunek telefoniczny. Okazuje się, że sami z własnej woli zadzwoniliśmy na telefon zaczynający się od cyfr 0 700 - ..., a minuta kosztowała nas od 5 do 10 złotych.
     Telekomunikacja Polska SA nie uzna reklamacji i nie ma co iść do sądu, trzeba płacić.
     Kombinacje krzyżyków
     
Czasami zdarza się, że to nam ktoś numer wykręci. Do pani Aldony zapukał przesympatyczny młody mężczyzna. Przedstawił się jako pracownik telekomunikacji. Oferował jej nowe, bardzo korzystne, taryfy. Pani Aldona zdecydowała się na jedną z nich. Mężczyzna powiedział, że wszystko załatwi od ręki, wystarczy mu tylko dostęp do telefonu, do którego wbije odpowiedni kod. Tak też zrobił. Po kilkunastu dniach pani Aldona dostała rachunek na... 1500 złotych. Bez nowych taryf, za to z połączeniem na 0 400 - ... Okazało się, że oszust zadzwonił na sextelefon, a tam połączenie nawet, gdy się natychmiast odłoży słuchawkę trwa pięć minut. Bardzo drogie pięć minut.
     Numerów, jakie nam mogą wykręcić telefoniczni oszuści jest co niemiara. Może to być pan, który zadzwoni na komórkę i powie, że jest z serwisu sieci i można przez wciśnięcie krzyżyka czy innej kombinacji dostać tańszy pakiet rozmów. Wtedy nie wciskać żadnego klawisza, trzeba odłożyć słuchawkę! Może to być kurier z paczką, której nie chcemy, on poprosi o dostęp do telefonu, bo będzie chciał wyjaśnić w firmie nieporozumienie. Zamknijmy mu drzwi przed nosem!
     I tak należy robić za każdym razem, gdy nieznajomy zapuka do naszych drzwi i będzie proponował nam rzeczy lub usługi, których tak naprawdę nie potrzebujemy.
     Jak się ustrzec?
     
Ograniczyć zaufanie do nieznajomych osób, które coś od nas chcą.
     Sprzedawcom najlepiej powiedzieć stanowczo - Nie, dziękuję i zamknąć drzwi. Nie wdawać się w rozmowy.
     Jeśli już się zdecydujemy na zapoznanie się z propozycją sprzedawcy, zaprośmy na pokaz sąsiadkę lub kogoś z rodziny.
     Nie trzymać cennych rzeczy w miejscach "oczywistych".
     Ostrzegać sąsiadów, gdy ktoś obcy kręci się po domu.
     Zadzwonić na policję i poinformować o oszustwie.
     Nie wstydzić się tego, że daliśmy się oszukać.
     Pamiętajmy, że o wizycie kominiarzy, pracowników gazowni, elektrowni czy wodociągów powinien nas wcześniej poinformować właściciel posesji lub spółdzielnia mieszkaniowa. Nie zapowiedzianych nie wpuszczać!
     Zablokować telefon na numery 0 700, 0 400, 0 600.
     Na każdą usługę, którą zamawiamy u operatora sieci telefonicznych, żądać potwierdzenia pisemnego.
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska