To wystrzelona przez nich rakieta (celowo?, przypadkowo?) miała doprowadzić do tego morza tragedii. Piszę - miała - bo jeszcze nikt oficjalnie tej wersji nie potwierdził. Amerykanie mówią o odpaleniu rakiety ziemia-powietrze i pewnie tak było. Dużo wiedzą, wszak mają swoje sposoby zdobywania informacji, i to w każdym zakątku świata.
Wiele do myślenia daje zachowanie prezydenta Rosji. Putin wezwał strony konfliktu na wschodzie Ukrainy do... zawieszenia broni. W trakcie spotkania z hierarchami rosyjskiej Cerkwi prawosławnej mówił, że "pozwoli to na rozpoczęcie negocjacji pokojowych". Zadziwiająca zmiana tonu. Ciekawe, czego "kremlowski car" się obawia?
Przeczytaj także: Sikorski: - Tak się kończy wspieranie bandytów
Fakt, że na pokładzie byli obywatele kilku krajów (wśród ofiar najwięcej jest Holendrów) sprawia, że katastrofa ma wymiar międzynarodowy. Taki też powinien być skład komisji powołanej do zbadania przyczyn wypadku i śmierci prawie trzech setek niczemu niewinnych cywilów.
Międzynarodowy wymiar tej tragedii rodzi także nadzieję, że państwa zachodniej Europy i USA przestaną traktować konflikt między Rosją a Ukrainą jako lokalną wojenkę. Od wielu tygodni trwa tam brutalna wojna, w której giną zwyczajni ludzie. Świat nie reaguje, bo żaden Francuz, Brytyjczyk czy Niemiec za Kijów nie chce umierać.
Miałam nadzieję, że po tej katastrofie niemieckiej kanclerz spadną łuski z oczu. Rozczarowanie wielkie. Wczoraj Angela Merkel raczyła skrytykować politykę Rosji wobec Ukrainy, ale zastrzegła, że "nie istnieje alternatywa dla dialogu z Putinem".
Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium
Czytaj e-wydanie »