Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratował diabeł w ciele zająca, czyli bydgoszczanie na tropie czarownic

Dominika Kiss-Orska
W 1724 roku w Dornoch spalono Janet Horn - ostatnią czarownicę w Szkocji
W 1724 roku w Dornoch spalono Janet Horn - ostatnią czarownicę w Szkocji sxc.hu
Kiedy w minione wakacje Ela i Łukasz, bydgoszczanie, zwiedzali zielone i zabytkowe Dornoch w Szkocji, nie spodziewali się, że w tym uroczym miasteczku dokonają tak ważnego i przerażającego zarazem odkrycia.

To był trzeci dzień ich szkockiej przygody. Pogoda nie miała nic wspólnego z przysłowiową (szkocką) kratą. Było słonecznie i bardzo przyjemnie. Ela i Łukasz, jak co dzień, zasiedli przy kawiarnianym stoliczku ustawionym przy zabytkowej uliczce. Popijali poranną kawę, jedli sadzone jajka na bekonie z fasolką. Pracowali nad planem wycieczki według mapy podarowanej im przez gospodarza - starego Szkota - Johna. John był wdowcem, który uwielbiał gościć młodych, ciekawych świata obcokrajowców i opowiadać im o swojej ukochanej Szkocji. Ela i Łukasz słyszeli już o polowaniach na olbrzymie jelenie, wiedzieli już jak strzyże się owce i jak smakuje prawdziwa szkocka whiskey. Stary John oszczędził im jednak mrocznej tajemnicy o… Janet Horn.

Mroczne odkrycie

Młodzi Polacy zapłacili rachunek i ruszyli na podbój miasta. Robili dużo zdjęć, by po powrocie podzielić się wrażeniami ze swoimi przyjaciółmi. Po kilkugodzinnej wędrówce doszli do pola golfowego. Chcieli zrobić przerwę w zwiedzaniu i wziąć lekcję gry. Zobaczyli jednak bardzo stary dom, który zaintrygował ich swoim upiornym wyglądem. Podeszli bliżej, by zobaczyć, co jest napisane na pamiątkowej tabliczce przymocowanej do osmalonego kamienia stojącego przed budynkiem. Napis głosił: "W tym domu nastąpiło ostatnie spalenie czarownicy. Janet Horn zgładzona w 1724 roku w Dornoch oskarżono o to, że wzbijała się na grzbiecie swojej córki w powietrze". Zanim spalono biedaczkę, związaną, wrzucono ją do beczki i "ku przestrodze" przeturlano przez całe miasteczko. Para zbladła na moment. Przez ich głowy przemknęły najgorsze wizje tortur, ognie piekielne. W końcu wyobrazili sobie przerażenie palonej kobiety. Zrezygnowali z nauki gry w golfa. Usiedli przy klubowym stoliku i w milczeniu napili się wody. Chwilę trwało, zanim zaczęli rozmawiać. O planach na popołudnie, wieczór, kolejne dni wakacji. Wrócił im dobry nastrój. Jednak w Eli została niezaspokojona ciekawość, którą postanowiła zamienić w wiedzę po powrocie do kraju.

Powrót do kraju i wspomnień

Po dwóch tygodniach wylądowali na bydgoskim lotnisku. Łukasz nie tracił czasu i na ten sam wieczór zaprosił znajomych na oglądanie zdjęć z wakacji. Ela udawała, że się cieszy. Korciło ją, by rzucić się w wir Internetu i poszukać informacji na temat palenia czarownic. Przypomniała sobie zajęcia na studiach ze znaną profesorką od historii kultury. To była skarbnica wiedzy na ten temat i Ela miała gdzieś w piwnicy notatki z wykładów.

Gdy Łukasz przygotowywał koktajle i smakowite przekąski, Ela siedziała w piwnicy. Wertowała stare papiery i te dla niej istotne odkładała na bok. Nawet się nie zorientowała, że minęły dwie godziny. O tym fakcie poinformowała ją Ola, która stanęła nagle przed nią, czym prawie doprowadziła Elę do palpitacji serca.

Dziewczyny były koleżankami z roku. Ola doskonale pamiętała wykładowczynię o wyglądzie czarownicy i jej bezkresną wiedzę. Dziewczyny zaczęły przypominać sobie jej wykłady. W Oli pamięć najbardziej wryły się zajęcia z rodzajów tortur. Zanim oskarżoną poddano torturze, musiała przejść próbę wody (pławieniu). Wierzono, że czarownica nie tonie. Wiązano jej prawą rękę z lewą nogą i lewą rękę z prawą nogą, po czym spuszczano na linie do wody. Ofiary często nosiły obszerny strój, który sprawiał, że te unosiły się na powierzchni. Następnie golono im głowy, wkładano do beczki i zawieszano w powietrzu. W odstępach kilku dni oskarżoną poddawano torturom. Wyciągano jej ręce ze stawów i wkładano z powrotem. Przypalano ogniem pachwiny. Wkładano stopy w hiszpańskie buty, czyli imadła. Kat Hacker z zamku Ortenberg wynalazł tzw. "Krzesło Hacknera". Ofiarę sadzano na żelazne kolce, rozpalone do gorąca za pomocą podłączonego piecyka. Sędziowie i kat wychodzili podczas przypiekania skazanego.

Elę bulwersowało, że koronnym argumentem, by palić czarownice było zdanie: "Skoro pali się czarownice na stosie, to znaczy, że czarownice istnieją". W istocie "łowcy czarownic robili, co mogli, aby zwiększyć podaż tychże czarownic i rozpowszechniać wiarę w ich istnienie oraz w to, że są wszechobecne i niebezpieczne". Ola kontynuowała. Kobietom zarzucano, że zamieniają się w koty. Wpuszczają diabła do ciała innych ludzi poprzez pożywienie lub napoje (niestrawność była dowodem). Ela przypomniała sobie przykład Marianny Karabianki, oskarżonej za to, że jej pan zachorował od rzodkiewki, którą mu podała. Do rozmowy włączyli się Łukasz i Bartek, którzy zaniepokojeni, że dziewczyn tak długo nie ma, zeszli do piwnicy. Bartek czytał kiedyś sporo na temat czarownic i uzupełnił to, o czym pamiętała Ola. Że kobiety potrafią sprowadzić burzę przez wykopanie w ziemi dołka, nalanie wody i zamieszanie patykiem. Smarują się maścią zrobioną z martwych nieochrzczonych niemowląt, co umożliwia latanie, stawanie się niewidocznym, zamienianie się w zwierzęta. Że mają diabłów za kochanków. Łukasz w tym czasie wygrzebał ze stosu notatek wyselekcjonowanych przez Elę kartkę z zapisanymi sposobami, jak rozpoznać opętanego. Zaczął czytać na głos. Opętanego można było poznać "jeśliby kolęciny przez 30 dni jeść nie chciał". Jeśli nie chciał mówić psalmów. Niektórym "głowa dziwnie ciąży". Innym "mózg ściśnionym bardzo zdaje się". Innym "brzuch się zdyma jako bęben". Często czegoś się nagle lękają. "Różnych zwierząt, bestii głos naśladują, jako to ryczenie lwów, niedźwiedzi, wołów, szczekanie psów, kwiczenie, beczenie". Młodzi ludzi zaczęli przypominać sobie bulwersujące procesy. Bartek, który interesuje się Ameryką, wspomniał o procesie z 1688 roku starej praczki, którą o czary oskarżyły własne dzieci. Ewelina specjalizowała sie rodzimych skandalach. W Muszynie 25 czerwca 1678 roku spalono Annę Dudzichę. Oskarżono ją za trzymanie czarnych kotów, rozpędzanie chmur za pomocą wysuszonych zwłok noworodka, odbieranie mleka dworskim krowom. Gdy odczytywano wyrok na pobliskim polu pojawił się zając. Uznano, że to tak naprawdę diabeł, który idzie czarownicy na
ratunek.

Gdy Ola chciała opowiedzieć historię Doroty Pileckiej, szewcowej oskarżonej o psucie masła, w piwnicy nagle zgasło światło i zamknęły się drzwi. Młodzi ludzie zamarli z przerażenia...
Udostępnij

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska