Nie śniło mi się to, lecz było przewidziane w scenariuszu koncertów sylwestrowych. Aż żal, że te produkcje powstają tylko raz do roku, ogląda je tylko publiczność złożona ze szczęśliwców, którzy w porę nabyli bilety - i odchodzą do archiwum pamięci.
Jak w latach poprzednich i tym razem nie zabrakło słynnych tematów filmowych z popisowymi układami tanecznymi, przebojów musicalowych, efektownych utworów na orkiestrę, słynnych uwertur, walców i - jak przystało na operę - pięknych arii, duetów i utworów chóralnych.
Nową jakością popisał się balet kierowany przez Marka Zajączkowskiego; choreografia do uwertury z "Cyrulika sewilskiego" i "Bachianas brasileiras" Heitora Villi-Lobosa, choć bazująca na tańcu klasycznym, nie korzystała z klasycznych pas. Znać lata pracy Zajączkowskiego z mistrzem Neumeierem. Przepięknie zaśpiewaną kantyleną wyróżniła się w numerze 5. owych "Bachianas" Agnieszka Sławińska (sopran). Z grona solistów-śpiewaków (a było ich 11) wymieniłabym także Katarzynę Nowak-Stańczyk (sopran), która głosem i siłą aktorskiego wyrazu stworzyła niepowtarzalny nastrój w swoich dwóch "wejściach". Małżeństwo Małgorzaty i Janusza Ratajczaków (mezzosopran i tenor) udowodniło, że świetnie czuje się w przekroju repertuarowym; duet operetkowy -tango -pieśń neapolitańska- przebój musicalowy. Halina Fulara-Duda imponowała głosem godnym największych scen operowych, zarówno w lirycznej arii operetkowej, jak i w zawrotnym czardaszu. Ryszard Smęda - potrząsając ogonem kruczych włosów (takie wyrosły mu na tę okazję) - rozgrzał publiczność ogniem cygańskich oczu. Udany był kwartet ślicznotek "z Puerto Rico"; ładniejsze soprany (Ewa Godlewska, Agnieszka Sławińska) czy alty (Małgorzata Ratajczak, Dorota Sobczak)?
Świetne pomysły reżyserskie (zespołowe, pod przewodem Edwarda Stasińskiego), z których wyróżniłabym dwie sceny - pastisze: "cygańską" w taborze, nad którym zawisnął puchacz z wybałuszonymi ślepiami oraz "nowojorską" z nawiedzonym strażakiem polewającym wodą co i kogo się dało (a dwie bliźniacze kaczuszki powycierały). Mogłabym opowiadać długo, ale "już dość, już dość" jak śpiewają w finale "Zemsty nietoperza", który odpowiednio skrócony zgrabnie posłużył na zakończenie.
Koncert prowadził - niektórych bulwersując, a wielu rozśmieszając Jerzy Kryszak.
Było też "coś dla ciała": przywoływane pieśnią vino spumegiante oraz prezent dla widzów - piękny kalendarz, przypominający, iż w roku 2006 świętować będziemy Jubileusz 50-lecia bydgoskiej sceny operowej.
Recenzja. Koncerty sylwestrowe 2005 i noworoczny 2006 w Operze Nova
Magdalena Krzyńska
Nad widownią Opery Nova zawisło gwiaździste niebo, które z czasem zasnuło się deszczem, a w końcu salę zalała woda oceanu. Na ekranie dryfował wrak Titanica wyparty kolejno przez wieżowce Nowego Jorku albo sewilską arenę.