- Publiczność Pana kocha. Chyba na długie lata został już Pan ulubieńcem polskich fanów królowej sportu.
- (Śmiech). Wie Pan, to wszystko robię dla kibiców. Oni tu przyszli aby dobrze się bawić. Dopisuje mi humor, nie ma w tym żadnej sztuczności, dlaczego więc nie mam im z siebie wiele dać?
- Już podczas prezentacji bardzo pozytywnie zaskoczył Pan prowadzącego. Zdecydowanie "ukradł" mu Pan występ. To miało być przecież jego show (śmiech).
- Tak jak mówiłem - jeśli wymaga tego atmosfera widowiska staram się dać z siebie jak najwięcej. Cieszę się, że kibice odbierają to pozytywnie.
- Może przygotowuje się już Pan do roli celebryty. A może już jest Pan tak postrzegany w swojej ojczyźnie? Tak w Stanach jak i Polsce np. "Taniec z gwiazdami" jest bardzo popularny.
- Czemu nie? To coś dla mnie! Widzę się w roli gwiazdy (Śmiech)! Żartuję oczywiście. Jestem znany, może inaczej - rozpoznawany. Ale do roli takiej gwiazdy jak np. Maurice Green jest mi jeszcze bardzo daleko. We wspomnianym "Tańcu z gwiazdami" on brał udział i ze znanych lekkoatletów jeszcze....teraz nie mogę sobie przypomnieć.
-Wróćmy jednak pchnięcia kulą i dzisiejszych zawodów. Jak Pan ocenia swój dzisiejszy występ. Prosiłbym też Pana komentarz do całego Enea Cup w kontekście naszych pragnień by zawody zyskiwały na znaczeniu stając się jedną z kluczowych imprez w świecie lekkoatletyki?
-Oceniam swój występ pozytywnie. Rezultat, który osiągnąłem nie jest co prawda tak dobry jak bym sobie życzył ale biorąc pod uwagę problemy, które miałem z kontuzjami to naprawdę było ok. Pchnięcie kulą dziś miało bardzo dobrą obsadę i można było skonfrontować się z najlepszymi na świecie. Co do zawodów i ich przyszłości...gwiazdy...więcej i więcej! Stopniowo trzeba zapraszać jeszcze głośniejsze nazwiska. Publiczność jest dziś naprawdę świetna. Tu można naprawdę zorganizować świetne coroczne meetingi! Z taką atmosferą? Sukces murowany!