Na razie Andrzej Szopa, aktor teatralny i filmowy nie rozstaje się z wózkiem inwalidzkim i przekonaniem, że tak już pozostanie. Przyjaciele robią wszystko, by uwierzył, że tak być nie musi.
Do zdrowia dochodzi w mieście, o którym powiedział "Pomorskiej" w 2009 roku, że to jego "zielone miejsce powrotów". Tu jest dom jego dziadków i rodziców przy niewielkiej uliczce, gdzie wysokie drzewa osłaniają budynek przed oczami ciekawskich.
Przeczytaj też: Aktor Andrzej Szopa ma słabość do Ciechocinka
Rodzice aktora sprowadzili się do Ciechocinka wraz z jego dziadkami i dwiema młodszymi siostrami, gdy Andrzej Szopa miał 12 lat. Młodemu Andrzejowi chodziły mu po głowie pomysły, by zostać archeologiem, albo może - jak jego ojciec - lekarzem. Ostatecznie zaczął w tajemnicy wkuwać na pamięć "Zaczarowaną dorożkę" Gałczyńskiego i szlifować piosenkę, która dostał od Wojciecha Siemiona. Z takim repertuarem stanął przed komisją egzaminacyjną w Państwowej Wyższej szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. - Jak każdy porządny aktor, dostałem się dopiero za trzecim razem - żartował, gdy pierwszy raz spotkaliśmy się w Ciechocinku.
Kilka lat temu usłyszał, że jeśli nie podda się natychmiast operacjom serca i kręgosłupa, na deskach teatru nigdy więcej nie stanie. Uwierzył, że życie uratuje mu powrót do USA, gdzie przez lata mieszkał i grał. Trwająca ponad 9 godzin operacja kręgosłupa w Chicago wprawdzie się udała, ale musiał usiąść na wózku inwalidzkim. Za namową polskich przyjaciół, porzucił Amerykę. Oddał się w ręce ciechocińskich lekarzy.
- Postawimy cię, Szopo - powtarzają mu przyjaciele, do których należy autorka reportażu Teresa Kudyba. Zobaczymy ten reportaż w sobotę (2 kwietnia) o godz. 16.15 w TVP Bydgoszcz.