- W Belgii był pan nauczycielem w szkole rolniczej. Dlaczego w Polsce zajął się pan rolnictwem ekologicznym?
- W Polsce, a dokładniej w Jantarze, mieszkam od trzynastu lat. Mam tam prawie sto uli. Kiedyś zadawałem sobie pytanie, dlaczego pszczoły tak chorują i giną. Skontaktowałem się z francuzkim fachowcem od bioelektroniki - Michelem Barbaud. Pojechałem do Francji na szkolenie i zainteresowałem się bioelektroniką. Kupiłem aparaturę do badania gleby, dzięki której można sprawdzać jaki ma odczyn, jaki stopień utlenienia i jakie zasolenie. Siła tej metody polega na tym, że robi się więcej pomiarów i obserwuje się rozwój sytuacji.
Mając taką wiedzę można dobrać odpowiednie zabiegi, by wykluczyć lub zapobiec chorobom. Kiedy ludzie są chorzy, oceniamy taki stan jako nienormalny. Kiedy gleba, rośliny lub zwierzęta są chore, i trzeba stosować środki chemiczne do leczenia, niektórzy uznają to za "normalne". A jednak jest to nienormalny stan i coś go spowodowało. Poza tym lepiej zapobiegać niż leczyć.
- Dlaczego nie lubi pan środków chemicznych?
- Bo ich pozostałości można znaleźć w żywności. Kumulują się i źle wpływają nie tylko na jakość gleby, ale i zdrowie ludzi. Ich stosowane jest uznane za nieuniknione przez ludzi, którzy nie wiedzą jak zapobiec chorobom i pasożytom. Są jednak pewny sposoby.
Więcej przeczytają Państwo w poniedziałkowym wydaniu Gazety Pomorskiej w dodatku Nowoczesna Wieś.
Rolnictwo może wyjść ze ślepej uliczki!
Rozmawiała: Lucyna Talaśka-Klich
[email protected]
tel. 52 326 31 32

Peter Vanhoof gościł niedawno w Pokrzydowie i uczył polskich rolników badania gleby
Jeśli ktoś truł glebę przez 40 lat, to nie uda się jej uzdrowić z dnia na dzień. Dlatego ziemię należy traktować jak coś żywego - rozmowa z Peterem Vanhoofem, Belgiem, rolnikiem ekologicznym zajmującym się bioelektroniką.